Czas leciał niezwykle szybko. Nim się spostrzegłem, a wszystkie moje smutki minęły bezpowrotnie i byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nim się obejrzałem, stałem na ślubnym kobiercu razem z kobietą mojego życia.
Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Wojna. Nie mogłem pozwolić na to, aby moja rodzina żyła w kraju ogarniętym niepokojem. Nie mogłem pozwolić na to, abyśmy ukrywali się przed niebezpieczeństwami całe życie.
Walczyłem. Pojechałem do Kapitolu, gdzie dołączyłem do tak zwanej Drużyny Gwiazd. Dopiero w stolicy Panem dowiedziałem się, że nie będziemy brać czynnego udziału w walce, a jedynie nagrywać kolejne propagity, zagrzewające ludzi do boju. Tworzyli z nas kogoś, kim wcale nie byliśmy. Ukazywali nas jako bohaterów, a wcale nie zasłużyliśmy na to miano.
Pewnego dnia straciliśmy jednego członka drużyny — Leeg 2. Wkrótce przysłano do nas kogoś, kto miał ją zastąpić. Był to Peeta.
Dla mnie była to powtórka z Ćwierćwiecza Poskromienia. Trafiliśmy do miejsca pełnego pułapek. Musieliśmy chronić Kosogłosa i chłopaka, którego kochała.
Pewnego dnia zginęliśmy. Przynajmniej tak myśleli wszyscy dookoła. W Kapitolińskiej telewizji co chwilę pokazywały się nasze twarze, podpisane imionami, dystryktami, z których pochodziliśmy i ostatecznie też słowem "martwy" lub "martwa".
Uważali to za największy sukces. Śmieszyło mnie to. Choć jednocześnie martwiłem się o to, jak Annie to odbierze.
Pewnego razu, gdy Peeta po raz kolejny poprosił mnie o to, abym skrócił jego cierpienia, przypomniałem sobie o wisiorku, który miał przynieść mi szczęście. Zdjąłem go z szyi i podałem mu. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
— To mój amulet. Ma przynosić mi szczęście. Daję ci go z prośbą, żebyś po tym wszystkim oddał go Annie... wiesz... gdyby mi się coś stało. Ty musisz żyć, a ja zrobię wszystko, żebyś przeżył, rozumiesz?
Chłopak początkowo nie chciał się zgodzić, ale ostatecznie nie miał wyboru. Ja dokonałem swojego.
Zostaliśmy zaatakowani przez zmiechy. Walczyłem z trzema na raz. To wtedy do mnie dotarło, że to koniec. Tym razem nie miałem być zwycięzcą.
ANNIE
Nie było mnie przy nim. Umierał w samotności. Umierał w męczarniach.
Teraz ja będę tak żyć.
On zmarł żywy. Ja żyję martwa.
Nie zasługiwałam na niego. Johanna cały czas boleśnie mi o tym przypominała.
— Zginął, żebyś mogła żyć w bezpiecznym miejscu! A ty teraz tylko ryczysz i, ryczysz i jeszcze chcesz się zagłodzić! Myślisz, że po to walczył?! Weź się w garść! Zawsze wiedziałam, że on był dla ciebie za dobry... teraz swoim zachowaniem jedynie to potwierdzasz — oznajmiła mi po jakimś czasie spędzonym w Kapitolu.
Właśnie wtedy zrozumiałam. Wtedy zrozumiałam, że muszę żyć. Wtedy zrozumiałam, jak głupia byłam. Wtedy po raz pierwszy od chwili, gdy dowiedziałam się o losie Finnicka, postanowiłam zjeść śniadanie, choć później i tak je zwróciłam.
Poszłam na spacer. Spotkałam tam Peetę.
— Hej, jak się czujesz? — spytał. Nie odpowiedziałam. — No tak... głupie pytanie. Jak masz się czuć... Przepraszam...
— Nie masz za co przepraszać — powiedziałam cicho.
— W ogóle... to właśnie cię szukałem... — oznajmił i wyciągnął coś z kieszeni. — Widzisz... Finnick dał mi to i prosił, abym ci przekazał, jeśli coś mu się stanie. On od początku wiedział, że przeżyję... chronił mnie... pomagał. Nigdy już nie będę w stanie mu podziękować, ale... chciałbym, żebyś wiedziała, że... jeśli będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy... to proszę, żebyś zwróciła się z tym do mnie... tylko tak będę w stanie mu się odwdzięczyć — dodał i przekazał mi amulet, który miał chronić mojego męża. W moich oczach pojawiają się łzy.
— Dziękuję — wyszeptałam i przytuliłam się do chłopaka.
— Finnick był wspaniałym człowiekiem — powiedział Peeta.
Miał rację. Finnick był najlepszym człowiekiem, który zginął, abym mogła żyć w wolnym miejscu. Dlatego nie mogę się poddać. Muszę walczyć. Będę walczyła dla niego, tak samo, jak on zginął dla mnie.
_________________________________________________________________________________
Moi najukochańsi czytelnicy... to już ostatni rozdział (tej historii). Następny będzie epilog. Szczerze? Naprawdę ciężko mi się to pisało, ale mam nadzieję, że dałam radę i że rozdział się Wam podoba :)
No cóż... epilog pojawi się w listopadzie (dokładniej w drugim tygodniu listopada) i tak samo będzie z prologiem nowego opowiadania... z tym że prolog nowego opowiadania pojawi się 20 listopada... czyli dokładnie w drugą rocznicę premiery Kosogłosa cz.2 :)
Dla mnie była to powtórka z Ćwierćwiecza Poskromienia. Trafiliśmy do miejsca pełnego pułapek. Musieliśmy chronić Kosogłosa i chłopaka, którego kochała.
Pewnego dnia zginęliśmy. Przynajmniej tak myśleli wszyscy dookoła. W Kapitolińskiej telewizji co chwilę pokazywały się nasze twarze, podpisane imionami, dystryktami, z których pochodziliśmy i ostatecznie też słowem "martwy" lub "martwa".
Uważali to za największy sukces. Śmieszyło mnie to. Choć jednocześnie martwiłem się o to, jak Annie to odbierze.
Pewnego razu, gdy Peeta po raz kolejny poprosił mnie o to, abym skrócił jego cierpienia, przypomniałem sobie o wisiorku, który miał przynieść mi szczęście. Zdjąłem go z szyi i podałem mu. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
— To mój amulet. Ma przynosić mi szczęście. Daję ci go z prośbą, żebyś po tym wszystkim oddał go Annie... wiesz... gdyby mi się coś stało. Ty musisz żyć, a ja zrobię wszystko, żebyś przeżył, rozumiesz?
Chłopak początkowo nie chciał się zgodzić, ale ostatecznie nie miał wyboru. Ja dokonałem swojego.
Zostaliśmy zaatakowani przez zmiechy. Walczyłem z trzema na raz. To wtedy do mnie dotarło, że to koniec. Tym razem nie miałem być zwycięzcą.
Widzę maszt łodzi, srebrny spadochron, roześmianą Mags, różowe niebo, trójząb Beetee'ego, Annie w sukni ślubnej, fale uderzające o skały.Wybacz mi, Annie. Wybacz mi. Wybacz...
ANNIE
Nie było mnie przy nim. Umierał w samotności. Umierał w męczarniach.
Teraz ja będę tak żyć.
On zmarł żywy. Ja żyję martwa.
Nie zasługiwałam na niego. Johanna cały czas boleśnie mi o tym przypominała.
— Zginął, żebyś mogła żyć w bezpiecznym miejscu! A ty teraz tylko ryczysz i, ryczysz i jeszcze chcesz się zagłodzić! Myślisz, że po to walczył?! Weź się w garść! Zawsze wiedziałam, że on był dla ciebie za dobry... teraz swoim zachowaniem jedynie to potwierdzasz — oznajmiła mi po jakimś czasie spędzonym w Kapitolu.
Właśnie wtedy zrozumiałam. Wtedy zrozumiałam, że muszę żyć. Wtedy zrozumiałam, jak głupia byłam. Wtedy po raz pierwszy od chwili, gdy dowiedziałam się o losie Finnicka, postanowiłam zjeść śniadanie, choć później i tak je zwróciłam.
Poszłam na spacer. Spotkałam tam Peetę.
— Hej, jak się czujesz? — spytał. Nie odpowiedziałam. — No tak... głupie pytanie. Jak masz się czuć... Przepraszam...
— Nie masz za co przepraszać — powiedziałam cicho.
— W ogóle... to właśnie cię szukałem... — oznajmił i wyciągnął coś z kieszeni. — Widzisz... Finnick dał mi to i prosił, abym ci przekazał, jeśli coś mu się stanie. On od początku wiedział, że przeżyję... chronił mnie... pomagał. Nigdy już nie będę w stanie mu podziękować, ale... chciałbym, żebyś wiedziała, że... jeśli będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy... to proszę, żebyś zwróciła się z tym do mnie... tylko tak będę w stanie mu się odwdzięczyć — dodał i przekazał mi amulet, który miał chronić mojego męża. W moich oczach pojawiają się łzy.
— Dziękuję — wyszeptałam i przytuliłam się do chłopaka.
— Finnick był wspaniałym człowiekiem — powiedział Peeta.
Miał rację. Finnick był najlepszym człowiekiem, który zginął, abym mogła żyć w wolnym miejscu. Dlatego nie mogę się poddać. Muszę walczyć. Będę walczyła dla niego, tak samo, jak on zginął dla mnie.
_________________________________________________________________________________
Moi najukochańsi czytelnicy... to już ostatni rozdział (tej historii). Następny będzie epilog. Szczerze? Naprawdę ciężko mi się to pisało, ale mam nadzieję, że dałam radę i że rozdział się Wam podoba :)
No cóż... epilog pojawi się w listopadzie (dokładniej w drugim tygodniu listopada) i tak samo będzie z prologiem nowego opowiadania... z tym że prolog nowego opowiadania pojawi się 20 listopada... czyli dokładnie w drugą rocznicę premiery Kosogłosa cz.2 :)
Powiem ci rzadko, kiedy płacze przy blogach (tak naprawdę prawie nigdy) ale dzisiaj omal, że poleciała mi łezka. ,,Tym razem nie miałem być zwycięzcą.(...) Wybacz mi, Annie. Wybacz mi...'' Nawet nie chcę sobie wyobrażać co takiego musiała czuć. Bo tak wielu chwilach. (W tym przypadku po 130 rozdzialach :) ) po paru latach, kiedy tak bardzo się o niego bała. On naprawdę zginął...
OdpowiedzUsuńPociesza mnie fakt, że ma przy sobie cząstkę jego.:) Czekam na epilog.
AT (dawna A)
Ps: Sentyment mnie bierze po tylu rozdziałach
Ooo... powiem Ci, że naprawdę jest mi niezwykle miło, że ten rozdział wywołał w Tobie emocje... to jest zawsze baaaaaardzo satysfakcjonujące, kiedy to co się pisze wywołuje w czytelniku emocje ♥ Naprawdę bardzo dziękuję za tak miłe słowa ♥
UsuńKolejny fantastyczny rozdział. 😁😁
OdpowiedzUsuńAle smutny jak cholera! 😕😔😔
W sumie to nie wiem, co mogę Ci jeszcze napisać. 😆😆
Albo...
Potrzebuję pomocy i inspiracji bo nie mam jak dobrać mojego nowego rozdziału w słowa... 😒😒😔😔
Pomysł mam, ale nie wiem jak go wykorzystać.😆😒
Pomożesz?
Pozdrawiam
karamel56
Dziękuję :D Bardzo się cieszę, że Ci się podoba :D
UsuńTaaaak... miał być smutny... nie wiem czy wyszedł aż tak smutny jak chciałam, ale jednak najweselszy nie jest :D
Jasne, że mogę pomóc (co więcej... zrobię to bardzo chętnie) jeśli chcesz to zachęcam do napisania mi prywatnej wiadomości na wattpadzie, albo na e-mail (love_dream_blog@wp.pl) ♥
31 year-old Data Coordiator Garwood Nye, hailing from Brentwood Bay enjoys watching movies like Benji and Tai chi. Took a trip to San Marino Historic Centre and Mount Titano and drives a Jaguar D-Type. tutaj
OdpowiedzUsuń