Dystrykt Czwarty i prawdziwy Finnick Odair przeszli już w zapomnienie. Teraz jest Kapitol i najmłodszy zwycięzca Głodowych Igrzysk, nazywany przez wielu Finnickiem Odairem. Znów nakładam maskę, która rosła razem ze mną od szesnastego roku życia. Maska ta od tamtego czasu towarzyszyła mi tak często, że teraz niemal wszyscy ludzie w Panem mylą ją z moją prawdziwą twarzą. Są jednak jeszcze ludzie, potrafiący rozróżnić nawet najlepiej nakładane maski od prawdziwych twarzy ludzi, którzy je noszą. Sam znam kilka takich osób. Jedną z nich jest mój dziadek. Jedną z nich jest Mags. Jedną z nich jest moja ukochana Annie. I niewątpliwie jedną z nich jest stojąca przede mną w stroju drzewa Johanna Mason z Dystryktu Siódmego.
— Wiem, że nikomu nie powiesz o mojej strategii — oznajmia, wpatrując się we mnie świdrującym spojrzeniem. Jednak gdzieś, głęboko w jej oczach czai się niepewność. Może ja także należę do osób, potrafiących czytać z ludzi jak z książki?
— To dlaczego do mnie przyszłaś?
— Chciałam się przywitać... zabronisz mi? — pyta, zakładając ręce na piersiach.
— Oczywiście, że nie! Przecież czego biedny zwycięzca mógłby zabronić potężnemu trybutowi? — Ach... sarkazm. To jedyna część mnie, której nie muszę wyzbywać się na czas pobytu w Kapitolu.
— Tak... ja też się nad tym zastanawiam — oznajmia.
— Jak widać mamy wiele wspólnego... a teraz przepraszam, ale...
— Ale ja jestem ładniejsza... — mówi z łobuzerskim uśmieszkiem.
— Polemizowałbym! — oznajmiam ze śmiechem.
— Och! Czyżby ciężko było ci się pogodzić z prawdą? — pyta. Kręcę głową z niedowierzaniem.
— Powinnaś chyba bardziej uważać w rozmowie z kimś, kto zna twoją strategię i jest mentorem innych trybutów... — oznajmiam. Po wypowiedzeniu tych słów zauważam w jej oczach odrobinę lęku, który dziewczyna potrafi jednak dobrze maskować.
— Ale ty i tak nikomu nie powiesz... — oznajmia, choć mniej pewnie niż kilka chwil temu. Uśmiecham się do niej szczerze.
— Jasne, że nikomu nie powiem. Tylko następnym razem zapamiętaj, że nie każdemu można ufać. A tym bardziej jeśli kogoś nie znasz. No wiesz... na zaufanie pracuje się latami — mówię i odwracam się, ruszając w stronę wind. Jestem już przy jednej z nich, kiedy słyszę:
— Czekaj! — krzyczy za mną Johanna. — Pójdę z tobą... — Zatrzymuję się. Po chwili dziewczyna stoi przy mnie. — I przy okazji poinformuję cię, że wcale nie jestem tak łatwowierna jak przed chwilą zasugerowałeś — oznajmia wchodząc do windy. Wchodzę za nią. — Ty wciskasz przycisk czy ja?
— Możesz ty. Przede mną jeszcze... — zaczynam, ale Johanna mi przerywa.
— Całe życie wciskania przycisku w windzie? — pyta, unosząc brwi do góry. — Rozumiem... czyli ten tydzień ma być dla mnie tygodniem, kiedy powinnam cieszyć się jak głupia z każdej błahostki, tak? Bo to się już więcej nie powtórzy, tak? Super — prycha pogardliwie.
— Nie o to mi chodzi! Johanno, naprawdę życzę ci jak najlepiej, ale to są Głodowe Igrzyska i trzeba wszystko brać pod uwagę! — niemal krzyczę.
— Zdaję sobie z tego sprawę. Żyję w Panem już od siedemnastu lat i wiem jak to wygląda... wiem, że powinnam być gotowa na wszystko i nie powinnam nikomu ufać. Wiem. Nie jestem dzieckiem — mówi.
— Więc dlaczego zaufałaś mi? — pytam, kiedy winda mija drugie piętro. Nie mamy za dużo czasu na rozmowy. Johanna wzrusza ramionami.
— Po prostu... przeczucie. No wiesz... uratowałeś mnie. Gdybyś był złym człowiekiem to byś tego nie zrobił. Poza tym... skoro uratowałeś mi życie raz to wiem, że teraz nie będziesz chciał mi go odebrać. Bo to nie miałoby sensu — oznajmia.
— Masz rację. Nie chcę odbierać ci życia i naprawdę życzę ci jak najlepiej — mówię, uśmiechając się pokrzepiająco. Winda się zatrzymuje. — A teraz przepraszam, ale to już mój przystanek — oznajmiam i wychodzę, jeszcze raz uśmiechając się do dziewczyny z Siódemki. Kto wie? Może uśmiecham się do niej po raz ostatni. A może to będzie dopiero początek? Cóż... tylko czas da nam odpowiedzi na te pytania.
Wchodzę do salonu. Rozglądam się szybko i zauważam siedzącą na kanapie Mags. Ukryła twarz w dłoniach i kręci głową. Chwilę zastanawiam się co mogło wyprowadzić ją z równowagi. Już wiem. Trybuci. Siadam obok niej.
— Czyżby nowi trybuci dali się we znaki mojej ulubionej mentorce? — pytam, obejmując ją jednym ramieniem.
— Nawet mi nie mów o tej dwójce... najchętniej już bym ich wpakowała na arenę... — mówi.
— Aż tak źle? — pytam.
— Jeszcze gorzej... od razu jak przyszli to zaczęli krzyczeć na stylistów, informując ich, że te stroje były paskudne i gdyby mogli to już dawno by ich zwolnili. Później był obiad... zaczęli się kłócić o to kto z nich ma większe szanse... oczywiście przechwalając się przy okazji, a kiedy wreszcie głowa rozbolała mnie od ich wrzasków i kulturalnie poprosiłam ich, żeby przestali, nasi kochani trybuci powiedzieli mi... uwaga, bo cytuję "Zamknij się, staruszko, nikt cię o nic nie pytał". Rzucili talerze na podłogę i pomaszerowali prosto do swoich pokojów, a zamykając drzwi pokazali jak bardzo są zdenerwowani poprzez trzaśnięcie drzwiami swoich sypialni tak mocno, że myślałam, że cały budynek się zatrząsł... ręce mi opadają — wyznaje. Miałem teraz zadzwonić do Annie, ale nie pozwolę na to, żeby ktokolwiek w ten sposób traktował Mags. Za chwilę zadzwonię do ukochanej, ale najpierw wyjaśnię sobie parę spraw z tegorocznymi trybutami z Czwórki. Wstaję. Mags spogląda na mnie.
— Idę po naszych trybutów. Musimy omówić sobie kilka spraw.
Ruszam w kierunku pokoi trybutów. Pukam do pierwszego z nich. Momentalnie w drzwiach pojawia się dziewczyna, która już niedługo trafi na arenę.
— Idź to salonu. Natychmiast — warczę. Dziewczyna przewraca tylko oczami, a następnie rusza.
Sytuacja powtarza się, kiedy pukam do drzwi drugiego pokoju, choć tym razem oczywiście drzwi otworzył trybut.
— Mags opowiedziała mi jak została przez was potraktowana podczas obiadu... — zaczynam mówić do trybutów. Mags poszła do swojej sypialni.
— Opowiedziała... a gdzie ty byłeś, co? — pyta chłopak. Na jego twarzy maluje się złośliwy uśmieszek. W mojej głowie zaczyna rodzić się pytanie w jaki sposób mógłbym mu go z niej zedrzeć.
— Na pewno miałem ciekawsze zajęcie niż patrzenie na wasze twarze... — odpowiadam. — A teraz zamknijcie się, bo nie udzieliłem wam prawa głosu. Słuchajcie... teraz jesteście pod opieką moją i Mags i macie zwracać się do nas z szacunkiem i macie się nas słuchać...
— A co mi zrobisz jak się ciebie nie posłuchamy? — pyta dziewczyna.
— Spróbuj to się dowiesz... ale na twoim miejscu nie drażniłbym mentora. Na arenie tylko my będziemy mogli w jakiś sposób wam pomóc... — mówię. — No cóż... chciałem tylko was poinformować, że jeszcze raz w ten sposób potraktujecie Mags, a to się na was zemści... to tyle... możecie się rozejść.
Odwracam się i już chcę ruszać w kierunku swojego pokoju, kiedy kątem oka dostrzegam, że chłopak wstaje z kanapy i zamierza się na mnie. Odwracam się szybko, łapiąc go za rękę i wykręcając ją.
— Co chciałeś przez to osiągnąć? Stracić WSZYSTKICH sponsorów? Załatwione. Na arenie radzisz sobie bez mojej pomocy — warczę, a potem popycham go na kanapę. — Pragnę ci przypomnieć, że w wieku czternastu lat walczyłem z takimi jak ty i wygrałem. Teraz mam dwadzieścia i myślisz, że uda ci się mnie pokonać? Marne szanse. Ciesz się tylko, że ci ręki nie złamałem.
ANNIE
Razem z Evelyn siedzimy przy telefonie. Moja przyjaciółka chciała dziś u mnie przenocować. Cieszę się, że przyszła. To pierwsza noc od dawna, którą spędzę w moim starym domu, razem z rodzicami. W dodatku w pobliżu nie ma Finnicka, a koszmary senne raczej nie przepuszczą takiej okazji.
Telefon wreszcie się odzywa. Evelyn wzdryga się. Zerkam na zegarek. Minęło dokładnie dwie godziny od czasu Parady Trybutów. Podnoszę słuchawkę.
— Cześć, rybko. Długo musiałaś czekać? — pyta mnie. Jego głos sprawia, że moje serce zaczyna bić dziesięć razy szybciej. Kocham te uczucie.
— Nie, nie czekałam długo — mówię. Evelyn mierzy mnie wzrokiem i decyduję się jednak powiedzieć Finnickowi prawdę. — No... może troszkę... — dodaję. W słuchawce nagle rozbrzmiewa śmiech Finnicka.
— Annie... przyznaj się... ile czekałaś?
— Dwie godziny. Myślałam, że zadzwonisz zaraz po Paradzie Trybutów — przyznaję.
— Bo taki miałem plan. Po prostu zaraz po paradzie coś mnie zatrzymało, a potem musiałem wyjaśnić sobie kilka spraw z trybutami. Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. Ale teraz możemy już sobie spokojnie porozmawiać. Co się dzieje w Czwórce?
— Nic ciekawego. Wczoraj spałam jeszcze w domu w Wiosce Zwycięzców... jakoś... nie chciałam się jeszcze wtedy przenosić. Teraz jednak jestem w starym domu... ale nie martw się. Evelyn przyszła, żebym nie czuła się samotna... i chciała też o czymś pogadać i cię o coś zapytać. Chodzi chyba o dziewczynę, która się za nią zgłosiła. Mówi, że to bardzo ważne — oznajmiam.
— Chciałem pogadać z tobą... no ale dobra... — wzdycha Finnick. Przekazuję słuchawkę Evelyn.
— Em... cześć? — zaczyna Evelyn. Finnick chyba jej odpowiada, bo dziewczyna teraz wydaje się trochę pewniejsza. — Mam ważną sprawę... wiesz kim jest dziewczyna, która się za mnie zgłosiła?
_________________________________________________________________________________
Dziś rozdział ma prawie 1500 słów. Mam nadzieję, że taka długość jest dobra :) Chociaż postaram się, aby następny rozdział był jeszcze dłuższy :D A co do rozdziału... myślę, że jest raczej taki sobie, Składa się głównie z dialogów, bo chciałabym je trochę poćwiczyć, żeby były bardziej naturalne. Zbyt dużo akcji tu nie ma... wiem to. Następny rozdział też będzie taki trochę... no... bez akcji, ale już wkrótce... zacznie się dziać :D Mogę Wam to obiecać :)
Pamiętacie jak pisałam Wam, że jestem w takim małym dołku emocjonalnym? Cóż... już jest lepiej. Wasze wspaniałe komentarze naprawdę pomagają mi znów uwierzyć w siebie :) Naprawdę baaaardzo Wam za to dziękuję ♥
Niedługo pojawi się kolejny rozdział na blogu Życie to nie bajka :) A na blogu Miniaturki - multifandom już pojawiła się kolejna miniaturka z serii o Fredzie i George'u :) Zachęcam do przeczytania i skomentowania :) A co do miniaturek... na tamtym blogu pojawiła się ankieta
— Możesz ty. Przede mną jeszcze... — zaczynam, ale Johanna mi przerywa.
— Całe życie wciskania przycisku w windzie? — pyta, unosząc brwi do góry. — Rozumiem... czyli ten tydzień ma być dla mnie tygodniem, kiedy powinnam cieszyć się jak głupia z każdej błahostki, tak? Bo to się już więcej nie powtórzy, tak? Super — prycha pogardliwie.
— Nie o to mi chodzi! Johanno, naprawdę życzę ci jak najlepiej, ale to są Głodowe Igrzyska i trzeba wszystko brać pod uwagę! — niemal krzyczę.
— Zdaję sobie z tego sprawę. Żyję w Panem już od siedemnastu lat i wiem jak to wygląda... wiem, że powinnam być gotowa na wszystko i nie powinnam nikomu ufać. Wiem. Nie jestem dzieckiem — mówi.
— Więc dlaczego zaufałaś mi? — pytam, kiedy winda mija drugie piętro. Nie mamy za dużo czasu na rozmowy. Johanna wzrusza ramionami.
— Po prostu... przeczucie. No wiesz... uratowałeś mnie. Gdybyś był złym człowiekiem to byś tego nie zrobił. Poza tym... skoro uratowałeś mi życie raz to wiem, że teraz nie będziesz chciał mi go odebrać. Bo to nie miałoby sensu — oznajmia.
— Masz rację. Nie chcę odbierać ci życia i naprawdę życzę ci jak najlepiej — mówię, uśmiechając się pokrzepiająco. Winda się zatrzymuje. — A teraz przepraszam, ale to już mój przystanek — oznajmiam i wychodzę, jeszcze raz uśmiechając się do dziewczyny z Siódemki. Kto wie? Może uśmiecham się do niej po raz ostatni. A może to będzie dopiero początek? Cóż... tylko czas da nam odpowiedzi na te pytania.
Wchodzę do salonu. Rozglądam się szybko i zauważam siedzącą na kanapie Mags. Ukryła twarz w dłoniach i kręci głową. Chwilę zastanawiam się co mogło wyprowadzić ją z równowagi. Już wiem. Trybuci. Siadam obok niej.
— Czyżby nowi trybuci dali się we znaki mojej ulubionej mentorce? — pytam, obejmując ją jednym ramieniem.
— Nawet mi nie mów o tej dwójce... najchętniej już bym ich wpakowała na arenę... — mówi.
— Aż tak źle? — pytam.
— Jeszcze gorzej... od razu jak przyszli to zaczęli krzyczeć na stylistów, informując ich, że te stroje były paskudne i gdyby mogli to już dawno by ich zwolnili. Później był obiad... zaczęli się kłócić o to kto z nich ma większe szanse... oczywiście przechwalając się przy okazji, a kiedy wreszcie głowa rozbolała mnie od ich wrzasków i kulturalnie poprosiłam ich, żeby przestali, nasi kochani trybuci powiedzieli mi... uwaga, bo cytuję "Zamknij się, staruszko, nikt cię o nic nie pytał". Rzucili talerze na podłogę i pomaszerowali prosto do swoich pokojów, a zamykając drzwi pokazali jak bardzo są zdenerwowani poprzez trzaśnięcie drzwiami swoich sypialni tak mocno, że myślałam, że cały budynek się zatrząsł... ręce mi opadają — wyznaje. Miałem teraz zadzwonić do Annie, ale nie pozwolę na to, żeby ktokolwiek w ten sposób traktował Mags. Za chwilę zadzwonię do ukochanej, ale najpierw wyjaśnię sobie parę spraw z tegorocznymi trybutami z Czwórki. Wstaję. Mags spogląda na mnie.
— Idę po naszych trybutów. Musimy omówić sobie kilka spraw.
Ruszam w kierunku pokoi trybutów. Pukam do pierwszego z nich. Momentalnie w drzwiach pojawia się dziewczyna, która już niedługo trafi na arenę.
— Idź to salonu. Natychmiast — warczę. Dziewczyna przewraca tylko oczami, a następnie rusza.
Sytuacja powtarza się, kiedy pukam do drzwi drugiego pokoju, choć tym razem oczywiście drzwi otworzył trybut.
— Mags opowiedziała mi jak została przez was potraktowana podczas obiadu... — zaczynam mówić do trybutów. Mags poszła do swojej sypialni.
— Opowiedziała... a gdzie ty byłeś, co? — pyta chłopak. Na jego twarzy maluje się złośliwy uśmieszek. W mojej głowie zaczyna rodzić się pytanie w jaki sposób mógłbym mu go z niej zedrzeć.
— Na pewno miałem ciekawsze zajęcie niż patrzenie na wasze twarze... — odpowiadam. — A teraz zamknijcie się, bo nie udzieliłem wam prawa głosu. Słuchajcie... teraz jesteście pod opieką moją i Mags i macie zwracać się do nas z szacunkiem i macie się nas słuchać...
— A co mi zrobisz jak się ciebie nie posłuchamy? — pyta dziewczyna.
— Spróbuj to się dowiesz... ale na twoim miejscu nie drażniłbym mentora. Na arenie tylko my będziemy mogli w jakiś sposób wam pomóc... — mówię. — No cóż... chciałem tylko was poinformować, że jeszcze raz w ten sposób potraktujecie Mags, a to się na was zemści... to tyle... możecie się rozejść.
Odwracam się i już chcę ruszać w kierunku swojego pokoju, kiedy kątem oka dostrzegam, że chłopak wstaje z kanapy i zamierza się na mnie. Odwracam się szybko, łapiąc go za rękę i wykręcając ją.
— Co chciałeś przez to osiągnąć? Stracić WSZYSTKICH sponsorów? Załatwione. Na arenie radzisz sobie bez mojej pomocy — warczę, a potem popycham go na kanapę. — Pragnę ci przypomnieć, że w wieku czternastu lat walczyłem z takimi jak ty i wygrałem. Teraz mam dwadzieścia i myślisz, że uda ci się mnie pokonać? Marne szanse. Ciesz się tylko, że ci ręki nie złamałem.
ANNIE
Razem z Evelyn siedzimy przy telefonie. Moja przyjaciółka chciała dziś u mnie przenocować. Cieszę się, że przyszła. To pierwsza noc od dawna, którą spędzę w moim starym domu, razem z rodzicami. W dodatku w pobliżu nie ma Finnicka, a koszmary senne raczej nie przepuszczą takiej okazji.
Telefon wreszcie się odzywa. Evelyn wzdryga się. Zerkam na zegarek. Minęło dokładnie dwie godziny od czasu Parady Trybutów. Podnoszę słuchawkę.
— Cześć, rybko. Długo musiałaś czekać? — pyta mnie. Jego głos sprawia, że moje serce zaczyna bić dziesięć razy szybciej. Kocham te uczucie.
— Nie, nie czekałam długo — mówię. Evelyn mierzy mnie wzrokiem i decyduję się jednak powiedzieć Finnickowi prawdę. — No... może troszkę... — dodaję. W słuchawce nagle rozbrzmiewa śmiech Finnicka.
— Annie... przyznaj się... ile czekałaś?
— Dwie godziny. Myślałam, że zadzwonisz zaraz po Paradzie Trybutów — przyznaję.
— Bo taki miałem plan. Po prostu zaraz po paradzie coś mnie zatrzymało, a potem musiałem wyjaśnić sobie kilka spraw z trybutami. Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. Ale teraz możemy już sobie spokojnie porozmawiać. Co się dzieje w Czwórce?
— Nic ciekawego. Wczoraj spałam jeszcze w domu w Wiosce Zwycięzców... jakoś... nie chciałam się jeszcze wtedy przenosić. Teraz jednak jestem w starym domu... ale nie martw się. Evelyn przyszła, żebym nie czuła się samotna... i chciała też o czymś pogadać i cię o coś zapytać. Chodzi chyba o dziewczynę, która się za nią zgłosiła. Mówi, że to bardzo ważne — oznajmiam.
— Chciałem pogadać z tobą... no ale dobra... — wzdycha Finnick. Przekazuję słuchawkę Evelyn.
— Em... cześć? — zaczyna Evelyn. Finnick chyba jej odpowiada, bo dziewczyna teraz wydaje się trochę pewniejsza. — Mam ważną sprawę... wiesz kim jest dziewczyna, która się za mnie zgłosiła?
_________________________________________________________________________________
Dziś rozdział ma prawie 1500 słów. Mam nadzieję, że taka długość jest dobra :) Chociaż postaram się, aby następny rozdział był jeszcze dłuższy :D A co do rozdziału... myślę, że jest raczej taki sobie, Składa się głównie z dialogów, bo chciałabym je trochę poćwiczyć, żeby były bardziej naturalne. Zbyt dużo akcji tu nie ma... wiem to. Następny rozdział też będzie taki trochę... no... bez akcji, ale już wkrótce... zacznie się dziać :D Mogę Wam to obiecać :)
Pamiętacie jak pisałam Wam, że jestem w takim małym dołku emocjonalnym? Cóż... już jest lepiej. Wasze wspaniałe komentarze naprawdę pomagają mi znów uwierzyć w siebie :) Naprawdę baaaardzo Wam za to dziękuję ♥
Niedługo pojawi się kolejny rozdział na blogu Życie to nie bajka :) A na blogu Miniaturki - multifandom już pojawiła się kolejna miniaturka z serii o Fredzie i George'u :) Zachęcam do przeczytania i skomentowania :) A co do miniaturek... na tamtym blogu pojawiła się ankieta
Proszę... odpowiedzcie na nią :) I jeszcze chciałam poinformować, że zakładka Gamemaker (na blogu z miniaturkami) już niedługo zostanie otwarta :D
No to... chyba tyle... mam nadzieję, że ten rozdział spodobał Wam się choć troszkę i skomentujecie go :)
A taka informacja do czytelników tego bloga, którzy również prowadzą blogi... mam teraz trochę czasu wolnego, więc wreszcie będę mogła skomentować rozdziały u Was :) Tylko mam prośbę... moglibyście zostawiać mi linki w komentarzach w zakładce "Inne blogi"? Bo w komentarzach pod rozdziałami czasem linki mi się gubią... w sensie, że nie pamiętam pod którym rozdziałem zaprosiliście mnie do siebie :) No to tyle :D