sobota, 10 października 2015

Rozdział 83 - "Żyję tylko dla ciebie"

FINNICK


   Wybija szósta godzina, a ja jestem już poza dystryktem. To nie było planowane. Po prostu biegałem plażą jak co rano, a w moim sercu zrodziło się coś w rodzaju pragnienia ponownego poczucia wolności, serce mówiło mi, żebym tam poszedł, żebym opuścił Czwórkę i znów zobaczył ten domek, żebym przeczytał inne strony dziennika. 
   Wiem, że to głupie i ryzykowne, ale dokładnie takie jest życie zwycięzcy Głodowych Igrzysk - głupie i ryzykowne - wydawać by się mogło, że jest zupełnie inaczej, że życie zwycięzcy jest wspaniałe i bezpieczne. Kiedyś sam tak myślałem. Teraz już wiem, że jest to bzdura, którą nasz prezydent wmawia nie tylko mieszkańcom Dystryktów, ale również mieszkańcom Kapitolu. Snow bawi się nami jak chce, może zabić kogo tylko zechce i wmówić ludziom, że nic takiego nie miało miejsca, a każdego atrakcyjnego dla Kapitolińczyków zwycięzcę stawia przed ciężkim wyborem już jakiś czas po wygranej w bezlitosnej walce o życie. Zwycięzca musi wybrać: ludzie, na których mu zależy czy godność. Nie ma czegoś pomiędzy. Snow nie toleruje rozwiązań, które mogłyby uszczęśliwić kogoś poza nim. Może zgodził się, żeby Annie nie musiała prostytuować się w Kapitolu, ale to nie ze względu na mnie, albo na nią. Wiedział, że nikt w Kapitolu nie kupiłby niestabilnej psychicznie dziewczyny. To dobrze, że Annie miała atak na wizji. To ją ocaliło.

   Błądzę po lesie w poszukiwaniu ledwie widocznej dróżki, lecz tym razem jej nie widzę. Już mam zawracać, ale słyszę za plecami krzyk. Nie jakiś zwykły krzyk. Słyszę krzyk Annie. 
-Annie?! - Wykrzykuję jej imię i biegnę, chociaż nie wiem gdzie, jednak nie mógłbym stać w miejscu wiedząc, że  mojej ukochanej może się coś stać. - Annie?! - Krzyczę ponownie, bo wcześniej odpowiedziała mi cisza, łzy powoli gromadzą się w moich oczach. Nie teraz! Nie możesz teraz płakać! Napominam się w myślach. 
-Finnick? Tu jestem! - Odpowiada krzykiem. Jej głos dochodzi z dzikiej plaży. Już wiem gdzie mam biec. 
   Po minucie jestem na miejscu i zauważam narzeczoną, która płacze, a z jej nogi sączy się krew. Podbiegam do niej. Ona zauważa mnie i na próżno stara się zamaskować łzy.
-Chy... chyba się zraniłam. - Chlipie. Mówiłem jej, że to niebezpieczne. 
-Pokaż. - Mówię i choć jestem zły i szczęśliwy jednocześnie, udaje mi się mówić bez wyczuwalnych emocji w moim głosie. 
   Annie prostuje nogę i podgina nogawkę spdenek, a moim oczom ukazuje się rana, ciągnąca się wzdłuż jej uda. Nie myślę długo i zdejmuję koszulkę, aby móc zatamować krwawienie. Podnoszę Annie i niosę ją do zniszczonej chatki. Tam kładę ją na zniszczonej sofie - bo tylko na sofie mogę ją położyć - a sam siadam na stoliku. 
-Dlaczego to zrobiłaś? Mówiłem ci, że to niebezpieczne. - Mówię cicho. Annie opuszcza wzrok.
-Przepraszam... strasznie chciałam tu przyjść i śledziłam cię, kiedy biegałeś. - Mówi ze skruchą w głosie. 
-Mówiłem ci. Nie chcę, żebyś tu przychodziła, bo to niebezpieczne. - Cały czas mówię cicho, nie krzyczę, nie chcę się z nią kłócić. 
-Mówiłam ci, że chcę to zobaczyć. Byłam na arenie. Moje życie przez całe Igrzyska było zagrożone. - Podnosi głos. 
-Pomyślałaś co mogłoby się stać, gdybym nie usłyszał twojego krzyku? Co gdybyś się wykrwawiła, a ja znalazłbym cię martwą. - Pytam. - Dobrze wiesz, że żyję tylko dla ciebie. - Dodaję
-Przepraszam. - Mówi, a z jej cudownych, zielonych oczu zaczynają wypływać łzy. Od razu wstaję, podchodzę bliżej niej i klękam. Całuję ją w czubek głowy, a następnie zamykam jej delikatną dłoń w swojej.
-Nie przepraszaj, ale więcej tego nie rób. Nie strasz mnie. Błagam. - Szepczę. Annie kiwa głową. 
  
   Zapada wieczór, a my dalej tkwimy w domku poza dystryktem. Wspólnie przeglądaliśmy dziennik, ale nie znaleźliśmy tam nic więc, niż wpis o śmierci Seannera. Noga Annie już nie krwawi, ale nie wiem czy to dobry pomysł, żeby pozwolić mojej ukochanej płynąć. Co więcej wiem, że jest to okropny pomysł. 
-Finnick... proszę... wracajmy do domu. - Błaga moja ukochana.
-Jak? - Pytam. - Jak zamierzasz wrócić? Nie ma szans, żebym pozwolił ci płynąć. To zbyt niebezpieczne. - Mówię.
-Ale jakoś musimy! - Mówi moja ukochana. W jej głosie da się wyczuć pretensje. - Chodźmy na plażę... może uda nam się coś wymyślić. - Dodaje znacznie spokojniej. Zgadzam się kiwnięciem głowy i biorę ukochaną na ręce. Chyba nie myślała, że zgodzę się, żeby szła.

   Znów jesteśmy na terytorium Czwórki. Znów jesteśmy w Panem i wolność, którą czułem, ulotniła się. Teraz znów czuję w jej miejscu pustkę. Jak udało się nam pokonać granicę? W bardzo prosty sposób. Zrobiłem tratwę i ułożyłem na niej Annie, sam płynąłem i pomagałem płynąć tratwie. Teraz znów niosę na rękach moją ukochaną, ale zaraz już będziemy u Mags. To dobrze, bo rana Annie znów zaczyna krwawić.
   Otwieram drzwi do domu i wołam Mags. Kobieta wychodzi z salonu i kiedy tylko zauważa, że trzymam na rękach płaczącą Annie, a na jej udzie zawiązana jest moja koszulka, która jest przesiąknięta krwią, momentalnie blednie. Udaje jej się zachować jednak zimną krew. Często spotyka się z czymś takim. Jest najstarsza w Czwórce i ludzie uważają, że najlepiej radzi sobie z pierwszą pomocą, dlatego dość często ktoś przychodzi do niej na przykład z haczykiem na ryby wbitym w dłoń.
-Nie mam bandaży, ani środków odkażających. - Mówi pośpiesznie. Przypominam sobie sytuację z wczoraj, kiedy Annie zraniła się o wazę i już wiem gdzie mogę znaleźć środki odkażające i bandaże.
-Zaraz wracam. Przyniosę bandaże. - Rzucam pośpiesznie i wybiegam z domu.

   Codzienne treningi sprawiły, że wystarczy tylko kilka minut, abym przybiegł do mojego starego domu. Szukam kluczy, które odłożyłem tam gdzie zawsze odkładali je moi rodzice - w małej skrytce zrobionej w okiennicy - tylko, że ich tam nie ma. Może nie zamknąłem domu próbuję sobie wmówić. Naciskam więc klamkę i drzwi otwierają się. Po prostu nie zamknąłem drzwi na klucz tłumaczę sobie. Wchodzę do domu i kieruję się do salonu, ale w pewnym momencie zauważam, że w salonie świeci się światło. Na pewno gasiłem światło. Oznacza to tylko jedno ktoś tu jest. Na szczęście stoję niedaleko szafy, w której są stare trójzęby mojego ojca. Wystarczy, że przejdę dwa kroki i cicho otworzę drzwi szafy.
   Bezszelestnie podchodzę do szafy, ale nie udaje mi się jej otworzyć bez skrzypnięcia. Wtedy słychać czyjeś kroki. Wyciągam trójząb i przygotowuję się do rzutu. Z salonu wychodzi dziewczyna, a ja ciskam trójzębem w jej kierunku. W ostatniej chwili schyla się i moja broń nawet jej nie dotyka.
-Finnick! - Krzyczy, a ja dopiero teraz orientuję się kim ona jest. To ta sama dziewczyna, z którą rozmawiałem w urodziny Annie. Zastanawiam się co może sobie o mnie teraz myśleć. Jestem ubrudzony krwią, a przed chwilą cisnąłem w nią trójzębem.
-Marlene... wybacz. - Szepczę.


_________________________________________________________________________________


   I rozdział 83 już dodany. Jak Wam się podoba? Mam nadzieję, że go skomentujecie :)
   Mam do Was taką małą prośbę... chodzi mi o wyświetlenia... chciałabym, żeby na początku listopada wybiło 10 000 wyświetleń, mogę Was o to prosić?
   No i jeszcze założyłam Ask'a specjalnie na tego bloga tu macie linka.
Jeśli pojawiły się błędy to bardzo przepraszam.
Kolejny rozdział w środę. 

14 komentarzy:

  1. Super rozdział mam nadzieje że Annie nic nie będzie :( Kocham twojego bloga gdy go czytam zapominam o wszystkim <3 Rozdział ŚWIETNYYY <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę bardzo dobrze piszesz. :D Pierwsze porządne FF o Finnie (albo Fannie, jak kto woli xD), jakie widziałam. :D
    Jedyne, co mogłabyś poprawić, to to, że po myślnikach piszemy małą literę, a między nimi nie stawiamy kropek, czyli na przykład, zamiast:
    *
    -Pomyślałaś co mogłoby się stać, gdybym nie usłyszał twojego krzyku? Co gdybyś się wykrwawiła, a ja znalazłbym cię martwą. - Pytam. - Dobrze wiesz, że żyję tylko dla ciebie. - Dodaję
    *
    Powinno być:
    *
    -Pomyślałaś co mogłoby się stać, gdybym nie usłyszał twojego krzyku? Co gdybyś się wykrwawiła, a ja znalazłbym cię martwą?- pytam- Dobrze wiesz, że żyję tylko dla ciebie- Dodaję.
    *
    Tak na przyszłość. :D Po za tym masz naprawdę wielki talent, plus Twoje opowiadanie ma taki... klimat. xD Nie do końca wiem, jak to nazwać. :v xd Po prostu, miło się je czyta i można bardzo dobrze wczuć się w ich sytuację, i wyobrazić sobie miejsce, w którym przebywają.
    PiŻW! :D
    P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i poprawienie moich błędów :)
      Cieszę się, że blog Ci się podoba i cieszę się, że miło czyta się moje opowiadanie i w ogóle :)
      Bardzo dziękuję za poprawienie... szczerze? Nawet nie wiedziałam, że po myślnikach pisze się małą literą i nie stawia się kropek, ale teraz dzięki Tobie już wiem i na pewno wykorzystam tą wiedzę w praktyce, poprawnie pisząc nowe rozdziały i poprawiając stare :)
      Raz jeszcze bardzo dziękuję :)

      Usuń
    2. Cieszę się, że się cieszysz. :D
      Nie ma za co. ;) :)

      Usuń
  3. W pierwszej chwili myślałam, że to koszmar Finnicka, a tu proszę taka niespodzianka. I Annie naprawdę się zraniła, ale Finnick się nią zaopiekuje, kocham go takiego:)
    O co chodzi z tą Marlene, wyczuwam kłopoty. Oby się nie okazało, że szkoda, że Finnick nie trafił jej tym trójzębem.
    zhal986

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też kocham takiego Finnicka :) Chociaż... ja ogólnie KOCHAM Finnicka :)

      Usuń
  4. <3 kocham.Kolejny świetny rozdział.Sorry,że tak późno ale wiesz...szkoła....
    Jutro dzień wolny od szkoły więc jutro będzie kolejny rozdział u mnie.
    Pozdrawiam cię serdecznie i czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Tak, dobrze Cię rozumiem, jeśli chodzi o szkołę :)
      W takim razie już nie mogę doczekać się rozdziału u Ciebie :)
      U mnie też jutro pojawi się nowy :)

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz :) Mam nadzieję, że skomentujecie również inne rozdziały :)

Powered By Blogger