piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 10- Wywiad i arena

ANNIE


   Znowu jestem u państwa Odair razem z ciocią. Tym razem jest też jego tata, po którym Finnick odziedziczył włosy, oczy i poczucie humoru. Co jest przyczyną tej wizyty w domu mojego przyjaciela?  Odpowiedź jest prosta, wywiad z trybutami, ostatni dzień przed areną. Nie boję się o niego, on wygra.  Nie, jednak się boję, a co jeśli nie? A tfu... wypluj to Annie. Nawet tak nie myśl. On wygra musi, przecież obiecał. On dotrzymuje słowa. Z telewizora dobiega muzyka. Zaczyna się wywiad.
-Zaczyna się!- Wołam ciocię i rodziców Finnicka, plotkujących w kuchni. Wychodzą w tym momencie, w którym Caesar Flickerman wita się z pierwszym gościem. Dziewczyną z Jedynki. Dziewczyna jest albo głupia, albo udaje. Mówi, że jeśli wygra i będzie mieć dzieci to każdy z nich zgłosi się na ochotnika. Chłopak z jej Dystryktu również nie błyska inteligencją. Sytuacja powtarza się w wypadku Dwójki. Oboje z Trójki mówią coś niezrozumiale i upływa czas. Na scenę wchodzi Rose. W okropnej sukni, w tali jest jak worek, a zwęża się od kolan w kierunku stóp, jest wykonana jakby z siatki łowieckiej.
-Rose! Cóż za zjawiskowa suknia!-Zachwyca się Caesar.
-Tak, wiem to robota mojego stylisty. Chociaż to dzięki mojej figurze i wyglądowi jest tak zjawiskowa.- Mówiąc to robi minę, jakby była ważniejsza niż inni. Egoistka, to określenie do niej pasuje.
-Aha...- Mówi prowadzący, ledwie powstrzymując śmiech.- Porozmawiajmy o indywidualnej prezentacji. Zdobyłaś 9 punktów prawda?
-Tak. Nie chciałam walczyć o więcej, ponieważ uznałam, że i tak wygram, a inni nie będą mieć tyle szczęścia co ja. Weźmy takiego Finnicka. Ma 14 lat, raczej nie poradzi sobie na Igrzyskach, a jego koleżaneczka krzyczała, że musi wygrać, bo inaczej ona się zabije.-Wszyscy kierują na mnie wzrok. Myślę tylko, że nie do końca dotrzymam obietnicy danej Finnickowi. Chcę zobaczyć jak on ją zabija. -Naprawdę?- Ciekawi się Caesar.
-Tak, słyszałam, kiedy odbywały się pożegnania z rodziną i przyjaciółmi.- Nagle rozlega się dzwonek, sygnalizujący koniec wywiadu.
-Och czas nam się skończył. Tak mi przykro. Życzę powodzenia.
-Nie trzeba. I tak wygram.
-A teraz powitajmy Finnicka Odaira. Trybuta z Dystryktu Czwartego.- W tym momencie wchodzi Finnick, jest ubrany w garnitur. Pasuje mu, bardzo dobrze w nim wygląda.
-Finnick! Wyglądasz olśniewająco!
-Oj daj spokój. Pewnie powtarzasz to każdemu trybutowi.- Żartuje.
-No dobra przyłapałeś mnie. A teraz porozmawiajmy o twojej koleżance, o której mówiła Rose.
-Rose kłamała.-To bolało.- Annie, jest moją najlepszą przyjaciółką, a nie koleżanką.-Tak już lepiej.
-Annie? Czyżby Annie Cresta? Siostra Lory?
-Tak dokładnie ta Annie.
-A reszta co powiedziała Rose jest prawdą?
-Tak jakby. Annie faktycznie tak powiedziała, bo chciała, żebym wrócił. Ale ona jest mądra i nawet jeśli... jeśli... nie uda mi się, to ona będzie wiedziała ile dla mnie znaczy i znaczyła i nie zrobi sobie nic złego. Mam rację Annie?
-Czyli ty ją kochasz? To twoja pierwsza miłość?- Każdy robi wielkie oczy, ja, rodzice Finnicka, moja ciocia i sam Finnick.
-Nie my jesteśmy tylko przyjaciółmi.- Zarumienił się, kiedy to mówił. A ja poczułam jakby takie ukłucie w sercu. Pewnie to z tego zdenerwowania.
-Tylko przyjaciółmi? Czyżbyś liczył na coś więcej?
-Nie Caesar, jesteśmy przyjaciółmi, a po za tym to jesteśmy jeszcze dziećmi .
-No tak. W takim razie jak skomentujesz swoje 10 punktów?-Na szczęście zmienił temat.
-Cóż jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się zdobyć tak wiele punktów. Jetem szczęśliwy również, że nareszcie zobaczyłem Kapitol. To niesamowite miejsce.- Kiedy skończył to mówić uśmiechnął się, ale z zaciśniętymi ustami i przymkną oczy co świadczy o tym, że kłamie.
-Chcesz coś jeszcze powiedzieć?
-Tak, że wygram. Obiecałem Annie i dotrzymam słowa.-I w tym momencie rozlega się dzwonek. Finnick skończył wywiad.
-Nasz wywiad dobiegł końca. Niech los zawsze ci sprzyja Finnick.-Kiedy Caesar to powiedział, mój przyjaciel tylko się uśmiechnął i wyszedł. Ja czuję na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych w tym pokoju.
-Annie. Chcesz mi coś powiedzieć?-Zaczyna ciotka.
-Nie?
-Ale ja tak. Jak mogłaś coś takiego powiedzieć? Wiesz, że Finnick i tak się denerwuje. A ty mu powiedziałaś, że się zabijesz jak nie wygra? Jak mogłaś? I jak mogłaś w ogóle powiedzieć, że się zabijesz?- Ciocia nie może poczekać chce się kłócić w domu państwa Odair? Ma to jak w banku.
-Bo chciałam, żeby do mnie wrócił! Chciałam, żeby przeżył, a tak mogłam go zmotywować!-Zaczynam płakać, z państwo Odair są zagubieni. Chyba nie udało mi się pokłócić. Nareszcie odzywa się mama Finnicka.
-Elen chyba trochę przesadziłaś, ona chciała dobrze. A po za tym zobacz jak jej ciężko.
-Annie, może miałabyś ochotę tu zostać? A my na chwilę pójdziemy do kuchni.- Do rozmowy włączył się tata mojego przyjaciela. Ja tylko kiwam głową i wszyscy idą do kuchni. Kiedy zamykają za sobą drzwi, ja tam podchodzę, żeby posłuchać o czym rozmawiają.
-Elen, czy ty tego nie widzisz?-Zaczyna tata Finnicka.
-A co mam widzieć?
-To, że oni coś do siebie czują.-Oznajmia pani Odair.
-Co?! Przecież Finnick powiedział, że się tylko przyjaźnią.
-Może i tak, ale się zarumienił, a Annie jak to usłyszała to zrobiła taką minę jakby ją to zabolało.Oni może jeszcze tego nie wiedzą, ale naprawdę są w sobie zakochani. Znam swojego syna.-Kończy pan Odair.
-Ciężko mi w to uwierzyć. Annie ma dopiero 12 lat.-Mi też  ciężko uwierzyć w to co sugerują. Fakt Finnick się zarumienił, mnie to trochę zabolało, ale to o niczym nie świadczy. Opowiem mu to jak... znaczy kiedy wróci.


FINNICK


   Nareszcie mogłem zejść ze sceny. Cały czas się trzęsę. O co chodziło Caesarowi? Przecież to co Annie powiedziała o niczym nie świadczy. Nie mogę się doczekać jak z nią o tym porozmawiam.
Ale teraz jestem zły na Rose. To ja ją zabiję. Kiedy winda otwiera się na naszym piętrze i wysiadamy. Zaczynam krzyczeć na tą idiotkę.
-Co to miało znaczyć? Po co to powiedziałaś?!
-Żeby zrobić ci na złość, a przy okazji zdenerwować tym, że kiedy tylko Annie pójdzie do szkoły to wszyscy będą się z niej naśmiewać. A przecież ty ją tak kochasz.
-Tak. Kocham ją. O to ci chodziło?-Zaczynam płakać i wbiegam do swojego pokoju. Nie wiem czemu to powiedziałem, przecież ja i Annie jesteśmy tylko przyjaciółmi, kocham ją, ale jak przyjaciółkę. To normalne. A może naprawdę ją kocham? Nie wiem. Pogubiłem się. Odwiedza mnie Mags.
-Finnick. słońce. Nie przejmuj się Rose. Chce cię tylko zdenerwować.
-Ja wiem.
-Caesarem też się nie przejmuj.
-Tak, ale... Ja nie wiem czy Caesar nie miał racji. -Ściszyłem głos. Mags nie wygląda na zdziwioną.
-Nie wiesz czy ją kochasz?- Kiwam głową.
-A czy mi też możesz obiecać, że w razie czego nie pozwolisz, żeby Annie stała się krzywda?
-Jasne. Obiecuję.
-Dziękuję. Dziękuję za wszystko.
-Nie ma za co.- Przytula mnie i wychodzi.
   To już dziś. Dziś trafię na arenę. To dziwne ale, nie się boję. Pierwszy raz od dożynek się nie boję. Co więcej jestem pełen nadziei. Nadziei na wygraną. Dam radę. Pokażę wszystkim. Jestem silny. Poradzę sobie. Muszę.
   Jestem gotowy. Jestem ubrany. Mam na sobie krótkie spodenki, bardzo przewiewne i zwykłą koszulkę. Arena będzie ciepła. Wiem to. Jestem w... windzie? Tak, chyba tak można to nazwać. Zaraz będę na arenie. Będę bezlitosnym mordercą. Będę walczyć by żyć. Jadę w górę. Już zaraz to zobaczę. Zobaczę miejsce, gdzie zmienię się w bestię,gdzie stanę się zwycięzcą. Już jestem. Jestem na arenie. Słońce mnie oślepia, wiedzę jedynie wodę. Zaraz się przyzwyczaję. Zaraz będę widział. Powoli rozszerzam oczy.Widzę coraz więcej. Widzę plaże. Dalej jest trochę krzaków, winorośli i... Chwila, winorośl to to czego potrzebuję. Mogę pleść sieci. Tylko dopiero kiedy odłączę się od zawodowców. To debile, ale mogą wykorzystać mój pomysł. Nagle rozlega się dźwięk rozpoczynający Igrzyska. Więc zbiegam z tarczy, biegnę do rogu obfitości. Łapię włócznię. Nie ma trójzębu, broni, którą posługuję się od piątego roku życia. Tylko teraz wykorzystałbym go zupełnie inaczej, teraz wykorzystałbym go do zbrodni, do morderstwa. Podbiegają inni zawodowcy, ale ich nie ruszam, ze względu na sojusz. Za to razem atakujemy innych. Rzucam włócznią w dziewczynę z Piątki. Rozlega się wystrzał. To moja pierwsza ofiara. Już jestem mordercą. Już o jedną osobę bliżej do powrotu do domu.


                                                                   ***
   Końcówka trochę w stylu Dotyku Julii, taki mały eksperyment, więc może być?  Nie miałam pomysłu na arenę. Egzamin wyssał ze mnie prawie całe siły. I jeszcze to opowiadanie o podróży na, której ktoś stał się sławny. Tragedia. A i dziękuję wam bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bo mamy już ponad 100 wyświetlenia!!! Dziękuję!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za każdy komentarz :) Mam nadzieję, że skomentujecie również inne rozdziały :)

Powered By Blogger