środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 16- Powrót Finnicka

ANNIE


   To już dziś. Dziś Finnick do mnie wróci. Znowu będzie wszystko dobrze. Tylko czemu ciocia i jego rodzice tak dziwnie się zachowują? Martwię się o nich. Ale dziś powinnam myśleć tylko o moim przyjacielu. Będzie za godzinę. Za godzinę z nim pogadam. Pogadam o wszystkim. Boję się jednak rozmowy na jeden temat. Na temat tego co powiedział na arenie i na wywiadzie. "Zrozumiałem, że ją kocham dopiero na arenie" to jego słowa. Ja też go kocham, ale boję się, że to wszystko zepsuje.


FINNICK


   Właśnie wjeżdżamy na stację. Cieszę się, smucę i boję jednocześnie. Cieszę się bo wracam, smucę bo rodzice wyjeżdżają, boję rozmowy z Annie. Właśnie ją widzę. Uśmiecha się i macha. Ja odmachuję. Obok niej są moi rodzice i jakaś kobieta, prawdopodobnie ciocia Annie, im też macham. Zatrzymujemy się. Wysiadam razem z Mags.
   Jesteśmy na plaży. Ja, Annie, Mags, ciocia Annie i moi rodzice. Zaraz będą wsiadać na statek. Annie powstrzymuje łzy, ja nie. Płaczę. Żegnam się z nimi, podobnie jak tradycja Dystryktu Czwartego nakazuje żegnać się z bliskimi, z którymi więcej się nie zobaczymy. Pocałunek w usta. Krótki całus. Więcej ich nie zobaczę. Wsiadają na statek. Machają nam jeszcze przez chwilę i znikają. Annie zaczyna płakać. Nikt nie wie co robić, więc podchodzę i przytulam ją jak przed Igrzyskami. Znowu czuję jej zapach. Znowu czuję radość. Choć to dziwne w takiej sytuacji.
-To ja powinnam cię teraz przytulić, a nie ty mnie. Przepraszam Finnick.
-Daj spokój Annie. Nic się nie stało, a poza tym może ja lepiej się czuję przytulając ciebie. Nie pomyślałaś o tym?-Ona tylko patrzy mi w oczy i uśmiecha się.
-Idziemy w nasze miejsce?-Szepcze tak jak Mags w tamtym dziwnym pomieszczeniu. Ja tylko kiwam głową.
-Mags? Możemy iść z Annie?
-Idźcie. Ja zaproszę Elen na herbatkę i później przyjdziecie do mnie dobrze? Do Wioski Zwycięzców.
-Kto to Elen?
-Ciocia Annie.- Odpowiada i odchodzą. Wstyd mi, że nawet nie wiedziałem jak nazywa się ciocia najbliższej mi osoby. Rodziców nie liczę. W końcu wyjechali. Uśmiecham się więc do Annie, podaję jej rękę i idziemy. Dziwnie się czuję. Idę z nią trzymając się za ręce. Jest tak cicho, że słyszę bicie naszych serc. Jest w tym samym rytmie. To coś znaczy? Może to tylko moje serce? Nie wiem. Nic nie wiem. Docieramy w nasze miejsce i zaczynamy rozmawiać. Jak zawsze. Uwielbiam to.
-Nie uwierzysz co się stało w dzień otwarcia Igrzysk.- zaczyna Annie.
-Tak, wiem. Zemdlałaś.
-Bardzo śmieszne Finnick. Ja mówię serio.
-Ja też.- Patrzy na mnie ironicznie.-Mów dalej.
-Kiedy weszłam do szkoły zatrzymał mnie brat Rose z tą jego grupką. Oczywiście zaczęli mnie wyśmiewać.-Zabiję tego durnia.-Nic by to mnie nie obeszło, gdyby nie to, że powiedzieli, że przegrasz i jesteś żałosny, wtedy się wkurzyłam, ale on zaczął mówić o mojej siostrze.-Zabiję go.- Już miałam coś powiedzieć, ale odezwała się Evelyn i mnie broniła. Rozumiesz? To było dziwne. Powiedziała, że chce zakopać topór wojenny i takie tam. Ona pomagała mi przetrwać, kiedy ty byłeś na arenie.
-To dziwne.
-Bardzo. Tylko Finnick, proszę nie rób nic temu idiocie. Wystarczy, że zabiłeś Rose. To wystarczająca kara.- Skąd ona to wiedziała?-Wyczytałam z twoich oczu. To też.- Uśmiecha się do mnie.
-Annie.
-Co?
-Naprawdę cię ko... stęskniłem się za tobą.- Stchórzyłem w ostatniej chwili.
-Wiem. Ja też.-Uśmiecha się i mnie przytula. Ja odwzajemniam uścisk i nie marzę o niczym innym jak o zatrzymaniu tej chwili.


                                                                           ***


   Już jest ponad 200 wyświetleń. Dziękuję!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za każdy komentarz :) Mam nadzieję, że skomentujecie również inne rozdziały :)

Powered By Blogger