sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 23 - Pierwszy sojusznik

FINNICK


   Siedzę u siebie w pokoju. Mags kazała mi iść do siebie, bo "musimy poważnie porozmawiać". Annie ma w tym czasie pogadać z Benem. Podobno chłopak bardzo się boi i Mags stwierdziła, że tylko rozmowa z kimś w takiej samej sytuacji jak on może mu pomóc.
-Finnick. Zlituj się nade mną. Nie zachowuj się jak dziecko.
-Co znowu zrobiłem?
-Chodzi o ten pocałunek. Człowieku, nie rób takich rzeczy. Wiesz dobrze, że Ben nie ma szans, on zresztą zdaje sobie z tego sprawę, ale coś takiego mu tego nie ułatwia. Dobra, rozumiem, że jej powiedziałeś, a ona tobie i jesteście w sobie zakochani, ale nie pokazujcie tego publicznie. Rozumiemy się?
-Tak.
-Dobrze. A i już jesteśmy w Kapitolu. Zaraz wysiadamy. Zbieraj się.
   Znajdujemy się w Ośrodku Szkoleniowym Trybutów. Ledwo co przekonałem Mags, żeby zgodziła się dać mi pokój pomiędzy Annie i Benem. Ona chciała mieć tam pokój, a mi dać ten z dala od nich wszystkich, ale powiedziałem, żeby się nie martwiła, że dam sobie radę. Obiecałem, że będę rozmawiał z Benem, bo chłopak się boi i jest skołowany. W sumie to mu się nie dziwię. Szkoda tylko, że nie porozmawiałem z nim wcześniej. Jest bardzo inteligentnym dzieckiem. Przykro mi, że trafi tam, gdzie człowiek przestaje być człowiekiem.
-Finnick?- Odzywa się Ben.
-Tak?
-Bałeś się? - Pyta. - Kiedy miałeś trafić na arenę. - Dodaje.
-Bardzo.
-Czego najbardziej?
-Mordowania niewinnych ludzi i może trochę, że jak nie wrócę to Annie coś sobie zrobi.
-Ona cię kocha.
-Skąd wiesz?
-Widzę jak na ciebie patrzy, moja siostra tak patrzyła na swojego chłopaka, znaczy teraz już męża. Pewnie nadal tak patrzy. Ty ją też kochasz. Patrzysz na nią tak samo.
-Chyba masz rację. Kocham ją.
-To nie pozwól, żeby przegrała.
-A co z tobą?
-Nie mam żadnych szans. Pewnie zginę już przy Rogu Obfitości. - Mówi, ale nie słychać strachu w jego głosie.
-Nawet tak nie mów.
-Kiedy to jest prawda. Wiesz... polubiłem Annie. I to nie dlatego, że jest taka śliczna. Polubiłem ją bo jest miła, ma poczucie humoru i jest szczera. Nie rozumiem dlaczego w szkole zawsze jej dokuczali. Ma naprawdę wspaniałą osobowość. Uważam, że powinna wygrać. Zasługuje na to. Proszę zrób wszystko, żeby wygrała. Wiem, że i tak zrobisz co w twojej mocy, ale zrób to nie tylko dla siebie i dla niej, ale też dla mnie. Nie będę się tak bał kiedy będę wiedział, że wygra ktoś kogo lubię.
-Obiecuję. Wiesz, że wspominała mi coś o sojuszu z tobą?
-Naprawdę?
-Naprawdę.
-Super.
-Musimy już iść na dół, bo będą was przygotowywać do Parady Trybutów.
- Okej. Chodźmy.
   Zaraz Parada Trybutów. Jestem ciekawy jak będzie wyglądać Annie. Pewnie będzie przebrana za syrenkę. Tak jak wszystkie trybutki z naszego Dystryktu, a Ben powinien być rybakiem, tak jak każdy trybut. Każdy po za mną. Ja byłem Posejdonem. Władcą mórz. Mags idzie w moją stronę, za nią Ben, w stroju rybaka. Za nim idzie jego stylista, a zaraz po nich Annie wraz ze swoją stylistką, która kiedyś szykowała mnie. Co mnie zaskakuje? To, że Annie jest w stroju Amfitryty. Żony Posejdona, którym kiedyś byłem ja. Dlaczego?


ANNIE



   Jestem na rydwanie. Mam się uśmiechać i machać do każdego na widowni. Podobno ich "oczaruję", tak mówi moja stylistka. Pewnie dlatego, że nie jestem w stroju syreny, tylko w stroju Amfitryty. Nim zauważam rydwan rusza. Jedziemy, a ja macham i uśmiecham się do każdego. Myślę o tym jak bardzo ich nienawidzę, to mi trochę przeszkadza wypaść wiarygodnie, ale jakoś sobie radzę. Muszę.
   Koniec męczarni. Parada trybutów się skończyła i teraz razem z Benem siedzimy w piżamach na kanapie przed telewizorem na naszym piętrze.
-Annie? - Zaczyna Ben.
-Tak?
-Kochasz go?
-Kogo?
-Finnicka.
-Tak.
-Wiedziałem.
-Skąd?
-Patrzycie na siebie jak moja siostra patrzy na swojego chłopaka, no raczej męża. Są małżeństwem od roku, a mi dalej ciężko jest się przyzwyczaić.
-Jesteś spostrzegawczy. - Zauważam.
-Dziękuję. A kto przyszedł do ciebie na pożegnanie?
-Ciocia i koleżanka, a do ciebie?
-Rodzice i siostra z mężem. A do ciebie nie przyszli rodzice?
-Mam tylko ciocię. Po za nią mam tylko Mags i Finnicka, może z nimi nie jestem spokrewniona, ale są dla mnie bardzo ważni. Są dla mnie jak rodzina. Nie wiem jak poradzę sobie bez nich na arenie.
-Jak chcesz ja będę mógł być twoją rodziną na arenie.
-Bardzo chcę.
-O czym gadacie?- Pyta Finnick, który właśnie tu wszedł.
-Plotkowaliśmy o tobie.
-Ładnie to tak?
-Bardzo ładnie. A gdzie Mags?
-To ja już wam nie wystarczam? No ładnie.
-Bardzo ładnie. Prawda Ben?
-Yhy
-I ty przeciwko mnie?
-To nie ty będziesz moim sojusznikiem na arenie. Tylko Annie, chyba muszę trzymać jej stronę. Prawda?
-Ale ja mam być twoim mentorem.
-Tego nie przemyślałem.
-Dobra, koniec tych żartów. Musimy obejrzeć powtórkę z Parady Trybutów.- Mags. Nawet nie zauważyłam, kiedy tu weszła. Chyba nie tylko ja, bo Finnick kiedy usłyszał jej głos, aż podskoczył.
-Wystraszyłaś mnie.
-Wyglądam aż tak źle?- Pyta Mags.
-Nie wyglądasz źle.- Mówimy razem z Finnickiem i zaczynamy się śmiać. Dołącza do nas Ben. Polubiłam go.


                                                                        ***


   Problemów z tytułem ciąg dalszy. Chyba zacznę dawać tytuły takie jak "brak pomysłu na tytuł". Nie no, żartowałam. Będę kombinować. Może kiedyś się nauczę. Moich smutków na koniec gimnazjum też ciąg dalszy. No, ale może daruję sobie pisanie na ten temat. Postaram się coraz częściej dodawać notki. Co wy na to? Poza tym dziękuję za każdy komentarz i odwiedzenie mojego bloga, dzięki temu aż chce się pisać :)

2 komentarze:

  1. Super się to czyta, dopiero dzisiaj zacząłem a już nie moge przestać :D
    Coraz lepiej zaczeło ci tutaj iść, zobaczymy co będzie dalej :v
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Bardzo się cieszę, że Ci się podoba :)

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz :) Mam nadzieję, że skomentujecie również inne rozdziały :)

Powered By Blogger