sobota, 5 września 2015

Rozdział 70 - "Czasami chciałbym być jak fala"

FINNICK


   Słońce powoli powraca z daleka i znów wpływa na niebo, rozjaśniając mrok nocy. Wokół słychać szum fal, które zderzają się z moimi bosymi stopami, po to aby wkrótce znów powrócić do morza. Czasami chciałbym być jak fala. Chciałbym móc wrócić do tego co było kiedyś.
   Chciałbym znów mieć pięć lat i spędzać całe dnie razem z ojcem na plaży, a raczej w wodzie, bo wtedy uczył mnie posługiwania się trójzębem i łowienia ryb, później wracaliśmy do domu i mama uczyła mnie wiązania węzłów i wyplatania sieci. Jeszcze wtedy kapitanem statku był mój dziadek, a tata tylko czasami z nim pływał, dlatego dużo czasu spędzał ze mną, później sam został kapitanem i już nie było tak samo. Mama cały czas wyplatała sieci, ale nie dla zarobku, bo pieniędzy nam nie brakowało, robiła to, żeby coś robić i - choć nie chciała się przyznać - aby nie czuć się samotna. Nigdy nie lubiła bezczynnie siedzieć, a samotność jej tego nie ułatwiała. Pamiętam, że czasami jak był sztorm, a tata był na morzu, to razem z mamą wyplataliśmy sieci lub wiązaliśmy węzły, aby zapomnieć o wszystkim i nie martwić się, że już nigdy możemy go nie zobaczyć. Nie były to zwykłe węzły, ale bardzo skomplikowane i trudne do opanowania, przynajmniej dla osób spoza naszego dystryktu. Cały czas pamiętam jak je wiązać, chociaż dawno tego nie robiłem.
   Docieram na skraj Dystryktu. Nie poznaję tego po siatce, która znajduje się na granicy dwóch światów w mieście, bo najzwyczajniej jej tu niema. Przecież jest pod napięciem, a woda jest przewodnikiem prądu, więc byłoby to niebezpieczne. Poznaję to po tym, że jestem w miejscu zwanym Przystań Wraków, jest to miejsce w Czwórce, o którym wiedzą tylko jego mieszkańcy i władze w Kapitolu. To właśnie tu znajdują się wszystkie wraki łodzi i statków, które zatonęły, ciągnąc w wodę wielu ludzi z naszego dystryktu i tylko nielicznym udało się nie pójść na dno wraz z nimi, później wyciągniętymi przez ludzi i sprowadzonymi tu, aby leżały na piasku i skutecznie blokowały drogę poza dystrykt. Na samym końcu Przystani Wraków - a co za tym idzie na końcu Czwórki - znajduje się potężny okręt, powstały jeszcze przed nastaniem Mrocznych Dni - jakby nie patrzeć, to wszystkie statki, które się tu znajdują są jeszcze sprzed tej tragicznie stłamszonej rebelii, a zaraz po niej każdy, oprócz jednego, został przestrzelony i trafił tu - Strażnik Dystryktu - bo tak nazwaliśmy ten okręt, chociaż pierwotnie nazwany był Perła Światów, uznaliśmy jednak, że Strażnik Dystryktu teraz lepiej pasuje - stoi przede mną w całej swej okazałości i zasłania wszystko co jest poza dystryktem. Podobno kiedyś wiele osób próbowało wspiąć się na niego i w jakiś sposób przedostać się poza granicę naszego świata, nikomu jednak się to nie udało.
-Finnick, pamiętaj, że jeśli kiedykolwiek sytuacja w Panem stanie się nie do zniesienia i zapragniesz uciec, to nigdy, pod żadnym pozorem nie przechodź przez Strażnika Dystryktu. Jest on pełen pułapek. Możesz go jednak opłynąć. Nikt nie pomyślał o pułapkach w wodzie, wiem coś o tym. - Mój ojciec zawsze tak mawiał kiedy pływaliśmy i łowiliśmy, po czym zawsze puszczał do mnie oczko.
   Przypominam sobie jego roześmianą twarz, która zawsze była uśmiechnięta. Przypominam sobie jego oczy, bardzo podobne do moich, ale trochę ciemniejsze. Przypominam sobie jego usta, które tak ochoczo rozciągał w uśmiechu, odsłaniając rządek biały, równych zębów. Przypominam sobie jego jasnobrązowe włosy, które zawsze widziałem z góry, kiedy tata nosił mnie na swoich plecach. Tak za tym tęsknię. Tak za nimi tęsknię.
   Nim się spostrzegę wskakuję do wody i płynę dookoła Strażnika Dystryktu. Moje słone łzy mieszają się ze słoną, morską wodą. Płynę dalej, nie zważając na nic. Po prostu płynę. Pozwalam wodzie ocierać łzy, które wypływają z moich oczu na wspomnienie rodziców.
   Gdy był sztorm, a tata był na morzu, jeszcze zanim z mamą zaczęliśmy wiązać węzły lub pleść sieci, ja zawsze płakałem, bo bałem się, że nigdy go już więcej nie zobaczę. Mama ocierała łzy wypływające z moich oczu, swoimi ciepłymi, delikatnymi dłońmi, na których malowało się wiele blizn od wyplatania sieci. Później przytulała mnie,  alby ukryć swoje łzy, a jej jasnobrązowe długie włosy opadały na moją twarz, pachniały tak pięknie. Pachniały morzem i jakimiś kwiatami, uwielbiałem ten zapach, kojarzył mi się z domem i bezpieczeństwem, tak bardzo teraz tego potrzebuję. Kiedy już udało jej się opanować płacz i przestała mnie przytulać to spoglądała na mnie swoimi ciemnoniebieskimi oczami, które błyszczały po powodzi łez, jaką wylała i uśmiechała się pytająco, spoglądając na sznury. Ja zawsze uśmiechałem się i kiwałem głową. Wtedy braliśmy się za węzły i nie przerywaliśmy pracy nawet jeśli nie było światła.
   Pewnego razu statek taty się spóźniał, a niedługo przed planowanym powrotem był sztorm, mama cały czas siedziała na plaży i płakała wpatrując się w pustą przestrzeń malującą się przed nią. Dziesięcioletni wówczas ja łowiłem ryby i przygotowywałem je do jedzenia, a potem zanosiłem jej, martwiłem się o nią i starałem się nie płakać. Wiedziałem, że muszę być silny dla niej, ale strasznie się bałem. Nie chciałem go stracić. Nie tak. Nie chciałem, żeby wypłynął i nigdy nie wrócił. W ten sposób pięć lat temu straciłem ich obojga. Wypłynęli statkiem i nie wrócili. Musieli. Po miesiącu Kapitol uznał ich za martwych i zbudowano kolejny statek. Nowym kapitanem został pan Molin, ojciec Evelyn. Ja jednak ciągle mam nadzieję, że moi rodzice żyją i wrócą, kiedy tylko rządy Snowa dobiegną końca.
   Czasami zastanawiam się czy jestem do nich podobny. Czy jestem podobny do moich rodziców? Może trochę z wyglądu. Oczy i włosy taty, uśmiech mamy. Marzę jednak, żeby mieć ich charakter, marzę, aby być człowiekiem, tak jak byli oni. Rodzice trybutów powinni płakać nie dlatego, że ich dzieci idą na rzeź, ale dlatego, że jeśli wrócą to wrócą jako potwory. Jestem potworem. Kiedy miałem czternaście lat stałem się potworem. Stałem się kapitolińską maszyną do zabijania, później "idealnym" kapitolińskim zmiechem.


_________________________________________________________________________________


   No i jak się podobało??? Bo ja jestem bardzooooo dumna z tego rozdziału. Tak... to jeden z tych rozdziałów, z których jestem dumna i jeden z tych rozdziałów, o których pisałam w poście z ogłoszeniami i "akcją ze słowami". Może nie dzieje się tu nic takiego, ale ja jestem bardzo dumna z tego rozdziału.
   No dobrze... kolejny rozdział będzie we wtorek.
   Mam nadzieję, że spodobał Wam się ten rozdział i go skomentujecie. Wtedy będę wiedziała czy naprawdę jest dobry, czy jest zupełnie odwrotnie.

6 komentarzy:

  1. Wzruszający rozdział. Biedny Finnick, chciałabym go przytulić. Nie dziwię ci się, że jesteś dumna z tego rozdziału, bo pięknie to opisałaś. Mimo, że nie ma jakiejś wielkiej akcji to pełne w nim emocji i dowiadujemy się więcej o życiu Finnicka. Życzę weny.
    zhal986

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękny, cudowny, wrruszający. Tak, to idealnie opisuje Twój rozdział,który bardzo mi się spodobał. Czekam na następną notkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku ♥ Dziękuję, bardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał :)

      Usuń
  3. Cudowny i wzruszający rozdział :)
    Pięknie wszystko opisałaś, żal mi Finnicka. Mam nadzieję, że jego rodzice wrócą.
    Naprawdę możesz być z tego rozdziału dumna, bo jest wspaniały :D
    Przeczytałam go aż dwa razy ;D
    Życzę dużo weny
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ♥ To bardzo miłe co napisałaś i baaardzo się cieszę, że ten rozdział spodobał Ci się tak bardzo, że czytałaś go dwa razy :)

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz :) Mam nadzieję, że skomentujecie również inne rozdziały :)

Powered By Blogger