FINNICK
-Chyba nie muszę zaczynać
od tego, że urodziłem się prawie dwadzieścia lat temu, prawda?
Chyba to już wiesz. - żartuję.
-No nie wiem… pierwsze
słyszę… z tego co wiem, to masz jeszcze dziewiętnaście lat, a
nie dwadzieścia. - mówi z uśmiechem malującym się na jej
pięknej, delikatnej twarzy.
-Za niecały miesiąc będę
mieć dwadzieścia lat… - oznajmiam.
-No dobra… powiesz mi coś
oprócz tego faktu? - pyta i wpatruje się we mnie wyczekująco.
-Od czego by tu zacząć…
okej… kiedy się urodziłem kapitanem statku był ojciec mojej
matki, mój dziadek. To właśnie on opiekował się matką Marlene,
ponieważ jej rodzice rozbili się o skały, podczas sztormu, kiedy
była jeszcze mała. Moja mama była starsza od ciotki o jakieś pięć
lat, więc zawsze powtarzała mi, że to jest jej siostra cioteczna,
a nie siostra rodzona. Dziadek jednak obydwie traktował równo,
jakby były siostrami rodzonymi. Ciotka i mama co tydzień robiły
kolacje, na które zapraszały dziadka i siebie nawzajem. Zawsze
powtarzały, że chcą, żebyśmy z Marlene się zaprzyjaźnili, no i
jeszcze, żeby dziadek nie siedział sam w domu. Każdy jednak
mówił, że konkurowały ze sobą. - prycham – Na początku
myślałem, że to nie prawda i wierzyłem, że robią to z potrzeby
serca, ale Marlene powiedziała mi, że dziadek niedługo przechodzi
na emeryturę, a one konkurują o tytuł żony kapitana jedynego
statku w Panem. Podsłuchała rozmowę jej matki z jej ojcem.
Zacząłem uważniej je obserwować, ale zauważyłem, że ta postawa
była przyjęta tylko przez ciotkę. Byłem tego pewien, kiedy
usłyszałem jak moja mama mówi, że nie obchodzi jej, kto będzie
kapitanem statku, ważne, żeby jej ojciec miał się dobrze. Dziadek
wybrał na zastępcę mojego ojca, a ciotka i mama pokłóciły się.
Ja coraz częściej kłóciłem się z Marlene. Kiedy mieliśmy po
dziesięć lat pokłóciliśmy się do tego stopnia, że przestaliśmy
się do siebie odzywać. Niestety nie pamiętam - albo nie chcę - zbyt wiele z czasów, kiedy przyjaźniliśmy się z Marlene. Pamiętam bardziej to co działo się przez
cztery lata, zanim cię spotkałem… po kłótni z kuzynką zacząłem
codziennie przychodzić na plażę, trochę łowiłem, plotłem
sieci… a później szukałem nowych, ciekawych miejsc, gdzie
mógłbym zostać sam, bez żadnych ludzi. Tylko ja, morze, piasek i
moje myśli. Udało mi się to dopiero kiedy miałem dwanaście lat.
Wtedy w szkole cały czas byłem otoczony wiankiem dziewczyn… nie
powiem… było to dość miłe, ale jednak strasznie denerwujące.
Żadna nigdy nie zwracała uwagi na to co mówię, a jedynie na to
jaki jestem opalony i przystojny jak na dwunastolatka. Później
poznałem ciebie i już wszystko wiesz. - kończę swoją opowieść.
-Finnick… ale ty
opowiedziałeś mi jedynie o twoich kontaktach z ludźmi, o
rodzinie. Cieszę się, że się tym ze mną podzieliłeś, ale
jednak chciałabym wiedzieć o tobie trochę więcej. Chociażby jaka
była twoja ulubiona zabawka, ulubiony kolor, zainteresowania.
Opowiedz mi o tym, kim ty byłeś, a nie kim byli dla ciebie inni
ludzie. - prosi.
-Więc chodź do mnie do
domu. Pokażę ci moją ulubioną zabawkę, czym się interesowałem
i ulubiony kolor… tak, pokażę ci mój ulubiony kolor, ponieważ
właśnie na ten kolor jest pomalowany mój stary pokój. - oznajmiam i uśmiecham
się.
Wstaję i wyciągam rękę
ku Annie. Ukochana podaje mi dłoń, na której palcu znajduje się
pierścionek zaręczynowy, który otrzymała ode mnie zaraz po Tournée Zwycięzców. Pomagam wstać mojej narzeczonej i razem ruszamy w
drogę. Mimo, że idziemy przez Dystrykt i każdy może nas zobaczyć,
ja nie puszczam jej dłoni.
Naciskam klamkę i
otwieram drzwi do mojego starego domu, które jak zwykle otwierają się z charakterystycznym skrzypnięciem. Gestem zapraszam Annie do
środka, dziewczyna uśmiecha się i wchodzi, a ja zaraz za nią, po czym zamykam drzwi wejściowe. Pokazuję jej, żeby
kierowała się do schodów, a kiedy jesteśmy już przed drzwiami
mojego pokoju proszę ją, aby weszła do środka. Sam wchodzę
zaraz po niej.
-To dziwne, że nigdy nie
byłam w twoim pokoju. - Annie wypowiada te słowa, kiedy tylko
usiądzie na łóżku.
-Teraz już jesteś. -
odpowiadam z uśmiechem i wygrzebuję swoje stare rysunki z biurka –
Najpierw zainteresowania, dobrze? Tylko się nie śmiej… miałem
wtedy około pięciu lat. - mówię i wręczam ukochanej plik moich
rysunków. Annie uśmiecha się.
-Rysowałeś? - pyta, dziwne
jest to, że wcale się nie śmieje.
-Tak… chociaż kompletnie
mi to nie wychodziło… Marlene powiedziała, że już ryba by
ładnie narysowała niż ja… - mówię.
-Oj, daj spokój… no może
nie rysowałeś najładniej, ale na pewno lepiej niż ryba. - mówi,
a żeby mi udowodnić pokazuje jeden z moich lepszych rysunków –
Spójrz na to. Bardzo podoba mi się ten delfin… - mówi z
uśmiechem na ustach. Patrzę na nią poważnym wzrokiem i oznajmiam:
-To miała być syrenka. -
Annie wybucha śmiechem, a ja razem z nią.
-Syrenka? Jesteś pewien? -
pyta wstrzymując śmiech. Kiwam głową.
-Królowa syrenek… nie
widzisz korony? - pytam jak małe dziecko, udając oburzenie. Annie
po raz kolejny wybucha niekontrolowanym śmiechem, a z jej oczu
płynął łzy. Cieszę się, że choć raz nie są spowodowane
smutnym wydarzeniem, a śmiechem. Annie próbuje przestać się śmiać
i odchrząkuje.
-Interesowałeś się czymś
jeszcze? - pyta, nadal powstrzymując śmiech.
-Czyli moje rysunki ci się
nie podobają? Ranisz mnie, wiesz? - robię smutną minę. Annie znów
wybucha śmiechem, któremu towarzyszy głośne parsknięcie.
-Przepraszam, ale nie mogłam
się powstrzymać. - mówi.
-Nie no… rozumiem… moja
sztuka cię bawi. - mówię sarkastycznie - Poza rysowaniem… w którym musisz
przyznać… byłem mistrzem… - żartuję i poruszam brwiami -
pisałem opowiadania. - mówię z uśmiechem.
-Pisałem? Czemu już tego
nie robisz? Wychodziło ci tak świetnie jak ten delfin? - pyta, a ja
posyłam jej spojrzenie mówiące bardzo
śmieszne, wiesz? Annie
przytula mnie – wybacz, ale musiałam.
-Po
pierwsze… to była syrenka. - oznajmiam, próbując powstrzymać
śmiech. - Po
drugie… - nie wytrzymuję i kiedy tylko spojrzę na Annie wybuchamy
śmiechem.
-Po
drugie… powód zakończenia mojej przygody z pisaniem był inny. -
mówię, kiedy wreszcie uda mi się opanować śmiech.
-Jaki?
- dopytuje Annie.
-Napisałem
kiedyś opowieść o wolnym Panem. Pokazałem ją rodzicom, a kiedy
oni ją przeczytali, podarli ją, zmusili mnie, żebym nigdy nikomu o
niej nie mówił, no i kazali mi pójść do pokoju przemyśleć, to
co zrobiłem. - oznajmiam – wiesz… byłem dzieckiem, przestałem
pisać. Bardzo tego żałuję, bo gdybym pisał, to nie musiałbym
wymyślać jakiś głupot, kiedy opowiadałem o moim talencie w
Kapitolu… - mówię.
-Dobra…
pokaż mi jakiejś opowiadanie. - przerywa mi moja ukochana.
-Może
później. Dobrze? Nie chce mi się ich teraz szukać. - mówię,
moja ukochana kiwa głową.
-No
dobrze… więc czas na ulubioną zabawkę z dzieciństwa. - oznajmia
i uśmiecha się.
Odwzajemniam
uśmiech i bez wahania sięgam na półkę po maskotkę delfina w niebieskim kolorze. Podaję ją
Annie.
-Dostałem
go od dziadka. - oznajmiam.
Ukochana
bierze ode mnie niebieskiego pluszaka i ogląda go z każdej strony, kiedy kończy
spogląda na mnie smutnym spojrzeniem.
-Co
się z nim stało? - pyta.
-Z
delfinem?! - pytam i unoszę brwi. Annie uśmiech a się mimowolnie.
-Nie…
z twoim dziadkiem. - mówi. Od razu pochmurnieję.
-Żyje,
ale ja straciłem
z nim kontakt, kiedy miałem dziesięć lat. - oznajmiam.
-Jak
to? - dopytuje moja ukochana.
-Wspominałem już, że kiedy
przeszedł na emeryturę ciotka pokłóciła się z moją matką, że
to niesprawiedliwe, że to mój ojciec został kapitanem. Moja matka
również zaczęła krzyczeć na ciotkę i powiedziała „Czy ty
myślisz, że obchodzi mnie tylko tytuł żony kapitana jedynego
statku w Panem i nie interesuję się losem ojca…” dziadek wszedł
do domu w nieodpowiednim momencie. Chyba dokładnie wtedy kiedy
wypowiadała „obchodzi mnie...” wybuchła straszna awantura.
Musiałem iść na górę. Dlatego od kiedy skończyłem pięć lat
widywałem go tylko, kiedy odwiedzałem Marlene. Nie wiem dlaczego, ale był na mnie
strasznie zły, no i traktował mnie jak obcego dzieciaka. Kiedy
pokłóciłem się z Marlene straciłem kontakt i z kuzynką i z
dziadkiem. - kończę swoją opowieść.
-Pytałeś
Marlene co z nim? - pyta moja narzeczona, a ja przecząco kręcę
głową – Dlaczego? To twój dziadek. Powinieneś się zapytać. -
mówi i kładzie dłoń na moim ramieniu.
-Tak…
spytam jej „Marlene? Powiedz mi… czy dziadek nadal mnie
nienawidzi? Dalej się do mnie nie przyznaje? Przecież wygrałem
Głodowe Igrzyska. Powinien być ze mnie dumny.” - mówię z
wyraźną goryczą w głosie – Wiesz
jak się czułem? On był dla mnie wzorem do naśladowania. Kiedy byłem
dzieckiem marzyłem, żeby być chociaż w połowie tak wspaniały
jak on. Uwielbiałem słuchać jego opowieści, w których był
bohaterem. Zawsze siadał na fotelu, a ja siadałem na podłodze
naprzeciwko niego. Wtedy zaczynał opowieść. Kiedy kończył zawsze
mówiłem „Ja też chcę być kiedyś bohaterem, tak jak ty.
Nauczysz mnie tego?” On odpowiadał „Nie można nauczyć się
bycia bohaterem. Trzeba mieć to w sercu. A ty Finni, masz to.”, po
czym mnie przytulał. A potem z dnia na dzień przestał mówić na
mnie „Finni”, przestał być dla mnie miły. Nie wiedziałem
dlaczego. Dlatego zawsze jak przychodziłem od Marlene, to zamykałem
się w pokoju i płakałem. Nigdy nie chciałem, żeby ktokolwiek
widział, że cierpię. Wiedziałem, że mama by się obwiniała, a
nie chciałem tego. Chciałem tylko cofnąć czas. - mówię. Annie
przytula mnie.
-Jeszcze
nie jest za późno. - szepcze mi do ucha – wciąż możesz
wszystko odbudować. Tylko spróbuj.
-Jak?
Kiedy? - pytam.
-Kiedy
tylko chcesz. Na pewno będzie na ślubie Marlene. Porozmawiaj z nim
wtedy. - szepcze.
-Nie
wiem, czy będę jeszcze potrafił. - oznajmiam gorzko.
-Wiem.
Niedawno przechodziłam to samo, pamiętasz? Też nie wiedziałam,
czy uda mi się wybaczyć rodzicom. Jednak spróbowałam. Może
jeszcze im nie wybaczyłam do końca i nigdy tego nie zrobię. Jednak
spróbowałam i teraz udaje mi się z nimi dogadać. Głównie z
ojcem, ale jednak daję radę. - oznajmia. Kiwam głową.
-Spróbuję.
- mówię.
Moja
ukochana całuje mnie w policzek, a następnie przekazuje mi delfina.
Może to dziecinne, ale ja przytulam tą zabawkę. Annie uśmiecha
się.
_________________________________________________________________________________
Jak Wam się podoba nowy rozdział? Co myślicie o wątku dziadka Finnicka? Koniecznie dajcie mi znać w komentarzu co sądzicie o tym rozdziale (dodanym w dniu premiery Kosogłosa cz.2 w Londynie). Bardzo zależy mi na Waszych opiniach :)
Zapewne zauważyliście, że dzisiejszy rozdział jest długi, wydaje mi się, że jest najdłuższy z dotychczasowych rozdziałów, no i uważam, że jest całkiem udany, mam nadzieję, że Wy również tak myślicie :)
-Twój
ulubiony kolor to niebieski? - pyta moja ukochana.
-Tak.
Nie wiem czemu, ale od zawsze lubiłem ten kolor. - oznajmiam i
uśmiecham się – A jaki był twój ulubiony kolor?
-Też
niebieski. Moją ulubioną zabawką była lalka, którą dostałam na
siódme urodziny od Lory. Wydała na nią wszystkie swoje
oszczędności zbierane przez trzy lata. Przez
te trzy lata dzień w dzień robiła bransoletki, które później
sprzedawała, każdemu, kogo spotkała na ulicy. Ja zawsze robiłam jej prezenty własnoręcznie. Lora cieszyła się z nich . Mówiła mi, że wiele dla niej znaczą. Tego
roku kiedy została wylosowana udało mi się uzbierać pieniądze na
piękną sukienkę, o której marzyła. Pech chciał, że miała
urodziny dwa tygodnie po tych nieszczęsnych dożynkach, więc nigdy
nie kupiłam tej sukienki, a ona nigdy jej nie dostała. Mogłam
wydać te pieniądze, ale nie zrobiłam tego. Zostawiałam je i dalej
oszczędzałam. Potem przydały mi się, kiedy ty byłeś na arenie.
- oznajmia – Jeśli chodzi o zainteresowania to… nie
interesowałam się niczym szczególnym… po prostu robiłam
bransoletki z muszelek, albo z sieci. - mówi i uśmiecha się.
-Pokażesz
mi kiedyś? - pytam. Moja narzeczona kiwa głową.
-Tak…
wiesz kto nauczył mnie robić te bransoletki? Mama… wiesz… ona
kiedyś była inna. Była miła i pomocna… zmieniała się, kiedy
Lora została wylosowana do Igrzysk. Wtedy traktowała mnie jakbym
była kulą u nogi. Odrzuciła mnie. Nasze rozmowy ograniczały się
do „Chcesz jeść?”. Tylko to. Zawsze, kiedy wracałam do domu ze
szkoły i ją spotykałam, ona obrzucała mnie obojętnym
spojrzeniem, a w moich oczach zaczynały gromadzić się łzy.
Biegłam do pokoju i wypłakiwałam
się w poduszkę, od czasu do czasu patrząc na zdjęcie Lory.
Czasem przychodził ojciec. Czasem ciotka. Obydwoje mówili mi, żebym
się nie przejmowała, że ona nie może tego znieść, że to dla
niej trudne. Odpowiadałam,
że rozumiem, ale nigdy nie rozumiałam. Nigdy nie zrozumiem. -
wyznaje. W jej oczach zaczynają gromadzić się łzy. Obejmuję ją
natychmiast.
-Nie
myśl o tym… przypomnij sobie syrenkę, którą narysowałem w
dzieciństwie… no wiesz… tego delfina. - mówię, a Annie
uśmiecha się – Jeśli chcesz to możemy pooglądać zdjęcia z
mojego dzieciństwa. Zobaczysz jakim potworem była mała Marlene. -
oznajmiam, a Annie wybucha śmiechem i kiwa głową – Zdjęcia są
na dole… - dodaję.
-Więc
chodź. - przerywa mi moja ukochana. Wstaję i wyciągam do niej
rękę, Annie podaje mi swoją dłoń i trzymając się za ręce
zmierzamy do salonu._________________________________________________________________________________
Jak Wam się podoba nowy rozdział? Co myślicie o wątku dziadka Finnicka? Koniecznie dajcie mi znać w komentarzu co sądzicie o tym rozdziale (dodanym w dniu premiery Kosogłosa cz.2 w Londynie). Bardzo zależy mi na Waszych opiniach :)
Zapewne zauważyliście, że dzisiejszy rozdział jest długi, wydaje mi się, że jest najdłuższy z dotychczasowych rozdziałów, no i uważam, że jest całkiem udany, mam nadzieję, że Wy również tak myślicie :)
Idealnie jak zawsze <3 <3.Kocham twojego bloga,jest świetny,piszesz tak cudownieeee <3 <3.Czekam na kolejną notkę.Pozdrawiam cię bardzo serdecznie i życzę ci dużo dużo weny.
OdpowiedzUsuńOjejku... dziękuję :)
UsuńBardzo mi miło, że tak uważasz :) Ja również bardzo lubię Twojego bloga :)
To chyba jeden z twoich najdłuższych i najlepszych rozdziałów. Jest świetny, jednocześnie smutny, wzruszający, ale i bardzo śmieszny i słodki. Finni musiał być uroczym dzieckiem :) Chciałbym móc jeszcze trochę poczytać o jego dzieciństwie i o Annie z resztą też. Wątek z dziadkiem Finnicka może być fajny. Nadal pozostaje mi obraz tej syrenki - delfina, przecież Finnick jest idealny nie mógł tak źle rysować. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńNa pewno jest najdłuższy :)
UsuńBardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał... pisałam go kilka dni, w każdej wolnej chwili, więc trochę się z nim namęczyłam, dlatego bardzo cieszę, się, że Ci się podoba :)
Dość często będę wspominać o dzieciństwie tej dwójki, ponieważ... spodobało mi się pisanie o tym, a poza tym chcę prowadzić tego bloga jak najdłużej, więc często będą pojawiały się takie rozdziały, w których bohaterowie będą prowadzili rozmowy o dzieciństwie... zdradzę, że pojawi się też co nieco o latach młodości Mags.
Co do rysunku... no wiesz... Finnick miał tylko pięć lat... w takim wieku, to na pewno każdy malował coś w stylu syrenki - delfina, więc nadal można uważać, że Finnick jest idealny :)
Bardzo dobry rozdział♥ Uważam, że piszesz bardzo dobrze i o wiele lepiej niż na początku pisania bloga. Twoje opowiadania są naprawdę jedyne w swoim rodzaju. Nie wiem, co sprawia, że są one tak wyjątkowe, ale dzięki temu są wspaniałe. PS Bardzo podoba mi się ten wątek, kiedy Finnick opowiada Annie historie z dzieciństwa.♥
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję ♥ Cieszę się, że tak uważasz, to jest bardzo miłe i naprawdę wiele dla mnie znaczy :)
Usuń