Codziennie rano budziłem się z ogromnym uśmiechem, całowałem żonę w policzek, a następnie ubrany i najedzony ruszałem do pracy, z której wracałem z jeszcze większym uśmiechem na twarzy. Wchodziłem do domu, całowałem żonę na powitanie i od razu biegłem do córki, żeby tylko zobaczyć czy to wszystko prawda, czy nie śniłem. Nie śniłem. To była prawda.
Moje szczęście trwało dwa miesiące. Po tym czasie wszystko się zmieniło. Chociaż ten dzień zapowiadał się dobrze tak jak pozostałe. Wstałem, usłyszałem gaworzenie mojej małej córeczki, której mieliśmy tego dnia wybrać wreszcie imię i na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech. Moja żona jeszcze spała, więc tylko pocałowałem ją w policzek i poszedłem do łazienki, wziąłem prysznic, ubrałem się w strój roboczy i zszedłem na dół, aby przygotować śniadanie dla mnie i dla mojej żony, która zawsze schodziła na dół w tym samym momencie, w którym ja wstawałem od stołu. Tym razem postanowiłem zrobić naleśniki, które można powiedzieć są moim daniem popisowym - potrafię zrobić tylko naleśniki, jajecznicę i kanapki. Zjadłem i zbierałem się do wyjścia, moja żona też już zeszła na dół, uśmiechnęła się i pożegnała. Ruszyłem do pracy. Kiedy z niej wracałem spotkałem Irnę wraz z Terenem. Ich widok był dla mnie dziwny, bo w końcu ciężko jest się przyzwyczaić do widoku swoich najlepszych przyjaciół, którzy niegdyś się nienawidzili, a teraz świata poza sobą nie widzą. Zaprosiłem ich do siebie na kolację. Para chętnie zgodziła się.
Wszedłem do domu i jak zwykle udałem się do kuchni, gdzie powinna czekać na mnie moja żona. Jednak zamiast Alice zastałem leżącą na kuchennym stole kartkę. Na początku myślałem, że zostawiła mi liścik, że wyszła do sklepu, dlatego podszedłem do kartki leżącej na stole i wziąłem ją w dłoń. Zacząłem czytać.
Mój drogi,
Pamiętam wszystkie chwile, spędzone z Tobą. Począwszy od dnia, w którym mnie uratowałeś do dziś - dnia, w którym uratowałam się sama.
"Od czego się uratowałaś?" zapytasz. "Od Ciebie." odpowiem.
To nie tak, że jesteś zły. Jesteś dobry. To nie tak, że źle mnie traktowałeś. Traktowałeś mnie bardzo dobrze.
Tylko, że ja nie chcę rodziny. Nie chcę Ciebie. Nie chcę małej. Nie zrozum mnie źle - TY BYŁEŚ DLA MNIE WAŻNY. Tylko... rodzina to dla mnie balast. Nie chcę stać się kurą domową, która całymi dniami siedzi z płaczącym dzieckiem, która przygotowuje obiadki dla zapracowanego męża. Jestem na to za młoda i musisz przyznać - za piękna.
Dlatego uciekam. Uciekam i nie próbuj mnie szukać, bo wszystko co niegdyś było między nami teraz już wyparowało. Dlatego ułóż sobie życie na nowo, albo nie. Opiekuj się małą, albo nie. Mnie już nic nie obchodzi.
Żegnaj.
Do dziś pamiętam jak moje łzy skapywały na kartkę. Pamiętam jak zmiąłem ją w pięści i wrzuciłem do śmieci. Pamiętam nadzieję, która przedarła się do mojego umysłu. "To musi być żart. Jej rzeczy na pewno są na górze. Żartowała." pomyślałem. Pobiegłem na górę i zajrzałem do szafy. Nie żartowała. Uciekła. Pamiętam krzyk, który wydostał się z mojego gardła. Pamiętam szloch, który zawładnął moim ciałem. Płakałem głośniej niż dziecko.
Nie wiem jak długo siedziałem w takim stanie w sypialni. Wiem, że później zszedłem do kuchni i upiłem się rumem. Wyjąłem list z kosza i czytałem go raz za razem, aż zasnąłem.
Irna i Teren odwiedzili mnie tak jak obiecali. Tylko, że w tamtej chwili nie potrzebowałem odwiedzin. Chciałem zniknąć. Zobaczyli mnie śpiącego na stole w kuchni. Irna pobiegła do małej, a Teren mnie obudził. Zapytał co się stało. Pokazałem mu list. "Oj, stary. Przykro mi. Ale... kurde. Masz dziecko i musisz się wziąć w garść, żeby je wychować na dobrego człowieka. Nie na takiego jakim była twoja żona. Ja i Irna ci pomożemy, twoi rodzice, twoja siostra. Nie jesteś sam. Pamiętaj o tym." powiedział. Myślał, że to mi pomoże, że wezmę się w garść. Nie pomogło.
Z dnia na dzień moje siły malały. Z dnia na dzień staczałem się coraz bardziej. Rodzice przygarnęli mnie. Nadałem córce imię. Alice. Nikomu się to nie spodobało, ale ja chciałem, żeby chociaż ta Alice mnie nie zostawiła. To ja miałem zostawić ją.
Po dwóch latach znów spotkałem swoją żonę. Była na plaży z jakimś mężczyzną. Jej jasnobrązowe, falowane włosy powiewały na wietrze. Była taka piękna. Podszedłem do niej. Wyśmiała mnie. "Jesteś zwykłym pijakiem. Jak mogłabym z tobą być?" zapytała. "Stałem się taki przez ciebie." odpowiedziałem. Splunęła mi w twarz. Odszedłem.
Kilka dni po tym zdarzeniu, kiedy dwudziesta butelka rumu został opróżniona wpadłem na pewien pomysł, który dla pewności zapisałem na kartce, żeby następnego dnia o nim nie zapomnieć. Wiadomość, którą sobie zostawiłem była krótka, ale jasna.
Łódź. Żyletka. Ty. Koniec męczarni.
To wydawało się takie proste. "Wypłynę na morze i podetnę sobie żyły. Będę z dala od ludzi i nikt nie zdoła mnie uratować." pomyślałem. Plan idealny. Następnego dnia wstałem i przeczytałem wiadomość. Ubrałem się, schowałem żyletkę i zabrałem się za napisanie listu. Tyle pięknych słów rodziło się w mojej głowie, ale nie znalazłem w sobie dość siły, aby je napisać. Było tylko jedno słowo, które udało mi się zapisać.
Przepraszam.
Jedno słowo. Tak wielkie znaczenie. Przeprosiłem za wszystko. Za to, że byłe tchórzem. Położyłem kartkę na stoliku nocnym. Podszedłem do łóżeczka, w którym spała słodka istotka i pocałowałem ją w policzek tak jak kiedyś robiłem. Wyszedłem. Ruszyłem w kierunku przystani. Wsiadłem do łodzi i ruszyłem. Odpłynąłem na odpowiednią odległość i zrobiłem to. Podciąłem sobie żyły. Zamknąłem oczy z nadzieją, że więcej ich nie otworze. Nic już nie czułem.
W pewnym momencie znów otworzyłem oczy. Czy to już koniec? pytałem się w duchu. To nie był koniec. Przecież nie powinienem nic czuć, prawda? A przecież bolała mnie ręka i głowa.
-Ooo... śpiąca królewna wreszcie postanowiła otworzyć oczy - usłyszałem chrapliwy głos jakiegoś starszego człowieka. - Nie ruszaj się. Zaraz dopłyniemy do brzegu - oznajmił.
-Uratował mnie pan? - spytałem słabo.
-Na to wygląda - odparł mężczyzna.
-Ale ja nie chciałem... ja chciałem zginać - oznajmiłem. - Straciłem ją bezpowrotnie - dodałem.
-Tak jak ja swoją rękę i jakoś nie rozpaczam - odpowiedział. Chciałem na niego spojrzeć, ale moja głowa była tak ciężka, że nie potrafiłem jej podnieść.
-Ja nie chcę już cierpieć. Nie chcę topić smutków w alkoholu - powiedziałem cicho.
-To zepnij dupę i weź się do roboty - oznajmił ostro. Po chwili odezwał się znów, tym razem łagodniej - Posłuchaj... życie prowadzi nas krętymi ścieżkami, ale to właśnie one sprawiają, że stajemy się coraz silniejsi.
Nie pamiętam co działo się później. Pamiętam jednak ostatnie słowa tego człowieka, które skierował do mnie Kiedyś mi za to podziękujesz.
Miał rację. Miał rację we wszystkim. Wreszcie wziąłem się w garść. To wszystko sprawiło, że stałem się silniejszy. Zacząłem mu dziękować i dziękuję mu po dziś dzień. Chociaż teraz już nie jest tym młodym mężczyzną. Teraz mam już dorosłą córkę i dorosłą siostrzenicę, którą traktuję jak córkę. Obydwie mają dzieci. Moja siostrzenica córeczkę. Moja córka ma syna, którego nazwała Finnick. Chłopiec mnie uwielbia, a moje życie znów przypomina sen. Boję się momentu, kiedy sen znów przerodzi się w koszmar. Jednak teraz będę walczył od początku, bo tylko tchórze się poddają. Ja tchórzem nie jestem.
_________________________________________________________________________________
No cóż... rok 2015 się kończy, więc z tej specjalnej okazji postanowiłam przybliżyć Wam nieco historię dziadka Finnicka. Raczej nie będę wstawiała więcej One Shot'ów, chyba, że będzie jakaś wyjątkowa okazja, a rozdział nie będzie skończony XD
No bo przecież dziś jest wyjątkowa okazja nie co dzień rok się kończy... ha ha ha... kończy się co rok... (jakie to było suche... XD) No i z tej okazji chciałabym życzyć Wam wszystkiego najlepszego, żeby spełniły się Wasze postanowienia noworoczne, żebyście byli cały czas uśmiechnięci, żeby wszystko Wam się układało i dobrych ocen też Wam życzę :D
To chyba już wszystko co chciałam Wam przekazać... a nie jeszcze nie!! Oficjalnie ogłaszam, że mój drugi blog - Życie to nie bajka jest już aktywny!! Nowy rozdział na nim dodam 1.01.2016 r. Teraz znajduje się tam ogłoszenie. Jednak zachęcam Was, żebyście już dziś tam zajrzeli. Głównie dla nagłówka, z którego jestem potwornie dumna! (Jutro nagłówek z tamtego bloga pojawi się tu w zakładce z Grafiką.
Napiszę jeszcze, że ten One Shot jest... średni, ale jest kilka zdań, z których jestem dumna :)
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU I NIECH LOS ZAWSZE WAM SPRZYJA!!