Pamiętam pierwszy dzień po powrocie z Kapitolu, był to pierwszy rok, kiedy byłem mentorem. Od tamtego dnia minęło prawie cztery lata. Usiadłem wtedy na plaży i patrzyłem w morze, marząc, aby to wszystko się skończyło. Annie przysiadła się do mnie jak teraz i próbowała dowiedzieć się co się stało. Milczałem. Zupełnie jak teraz.
-Finnick... możesz mi powiedzieć... - mówi i kładzie dłoń na moje ramie.
Wzdrygam się. Przypomina mi się tamta sytuacja sprzed czterech lat. Przypomina mi się wszystko co wtedy myślałem. Jestem nikim.Te słowa powtarzałem sobie najczęściej. Brzydziłem się siebie. Na skórze ciągle czułem dotyk tamtej kapitolinki. Nawet najmniejszy kontakt z kimkolwiek lub z czymkolwiek sprawiał, że chciałem uciec jak najdalej od wszystkiego... chciałem uciec od życia na jakie mnie skazano. Wiedziałem jednak, że to byłoby tchórzostwo. Zostawić bliskich - Annie i Mags - z pytaniem dlaczego się poddałem... dlaczego pozwoliłem Snowowi zatriumfować. Dlatego walczę.
-Nie chcę o tym rozmawiać - oznajmiam cicho.
-Ale... dlaczego? - dopytuje moja ukochana.
-Czy ty chciałabyś opowiadać o ludziach, którzy kupili twoje ciało? - pytam i spoglądam na nią z bólem.
Moja ukochana przecząco kręci głową i zawstydzona opuszcza ją.
-No właśnie - mówię cicho.
-Już jesteśmy!! - krzyczę, kiedy tylko wraz z Annie wejdziemy do domu Mags.
Kobieta wychodzi z kuchni i uśmiecha się do nas. Odwzajemniam uśmiech. Kątem oka zauważam, że moja ukochana również.
-Jak się bawiliście? - pyta.
-Dobrze - razem z Annie odpowiadamy chórem.
-Cieszę się... - mówi. - No i... Finnick... masz gościa.
Spoglądam na nią zaskoczony, zastanawiając się, kto mógł mnie odwiedzić. Wtedy starszy mężczyzna o siwych włosach i twarzy pooranej zmarszczkami, świadczącymi o jego dojrzałości, wychyla się zza drzwi od kuchni. Na twarzy mężczyzny pojawia się uśmiech, a ja czuję jak krew odpływa mi z twarzy. Nie spodziewałem się, że mogę go tu spotkać.
-Dzień dobry. Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że postanowiłem cię dziś odwiedzić - mówi.
-Skąd znasz mój adres? - pytam.
-Marlene mi powiedziała - oznajmia.
-Cieszę się, że znów pana widzę - odzywa się ciepło Annie.
Mężczyzna uśmiecha się do niej. Zapada niezręczna cisza, którą postanawia przerwać Mags.
-To może ja zrobię herbatę? Zapraszam do salonu - mówi i wskazuje drzwi do pokoju na przeciw kuchni.
-Pomogę ci - mówię.
Annie wraz z starszym mężczyzną idzie do salonu, a ja podążam za Mags do kuchni. Mentorka sprawnym ruchem wyjmuje szklanki z szafki i wsypuje do nich herbatę, a następnie stawia na kuchence czajnik z wodą. Odwraca się i spogląda na mnie pytająco.
-To mój dziadek - wyjaśniam.
-Wiem... przedstawił się. Zastanawiam się jednak dlaczego nigdy o nim nie wspominałeś - mówi.
-Przepraszam... on... pokłócił się z moją matką i przestał do nas odzywać, kiedy miałem pięć lat... pewnie gdybym ci powiedział to nie musiałabyś się ze mną męczyć przez te wszystkie lata... przepraszam - szepczę.
-Finnick... nie męczyłam się z tobą... wręcz przeciwnie. Jesteś dla mnie jak rodzina. Przez te wszystkie lata miałam tylko ciebie i Annie. Za nic w świecie nie chciałabym, żeby było inaczej... nie wiedziałam tylko czy mogę mu uwierzyć - mówi i uśmiecha się słabo.
-Możesz... to naprawdę mój dziadek. Chociaż... ciężko mi tak o nim mówić - oznajmiam.
Kobieta patrzy na mnie ze smutkiem, siada na krześle i odzywa się:
-Siadaj... mamy trochę czasu zanim woda się zagotuje. Opowiesz mi co ci leży na sercu - mówi.
Siadam na przeciw niej. Nerwowo poprawiam włosy i spoglądam w dół. Wzdycham i zaczynam się gorzko śmiać.
-Obawiam się, że to długa i skomplikowana historia - mówię, przy czym z drżeniem wypuszczam powietrze.
-Zobaczymy czy uda ci się opowiedzieć ją w pięć minut, a mi ją zrozumieć - mówi i szczerze się uśmiecha.
-Może się uda... - mówię cicho. - Dziadek niegdyś był dla mnie kimś w rodzaju idola... no wiesz... chciałem być zupełnie taki jak on... chciałem być bohaterem z opowieści, które od niego słyszałem. Był dla mnie kimś więcej niż członkiem rodziny... on był dla mnie kimś niesamowitym, kimś nie z tego świata. Później pokłócił się z moją matką, bo w nieodpowiedniej chwili wszedł do kuchni i nie usłyszał całego zdania, które wypowiedziała. Przestał się do nas odzywać... nawet do mnie. Często ukrywałem się w moim pokoju i płakałem. Słyszałem, że moja matka też często tak robiła. Opuścił nas... przestał się do mnie odzywać... nie wiedziałem czy w ogóle mam jeszcze dziadka - mówię z goryczą w głosie.
-Więc co takiego się wydarzyło, że teraz już się do ciebie przyznaje? - pyta.
-Wykrzyczałem mu wszystko co o nim myślę na weselu Marlene. Wręczyłem mu plik kartek, na których pisałem to co czułem, kiedy nas opuścił - oznajmiam.
Mags chce już coś powiedzieć, ale gwizd wydobywający się z czajnika przeszkadza jej. Kobieta wstaje, podchodzi do kuchenki i zdejmuje czajnik z wodą. Następnie gorącą wodą zalewa herbatę i stawia szklanki na tacy. Ja podchodzę i wyciągam z szafki paczkę z kostkami cukru, która wydaje mi się dziwnie lekka i ją również stawiam na tacy. Następnie zanoszę herbatę i cukier do salonu. Mentorka idzie za mną.
Z salonu słychać śmiech mojej ukochanej. Wchodzę tam i patrzę na nią pytająco. Ona wybucha jeszcze głośniejszym śmiechem, więc patrzę na mojego dziadka, który powstrzymuje śmiech.
-Ile jeszcze historii z żółwiami nie słyszałam? - pyta moja ukochana.
-Dużo ich było... - odpowiada ze śmiechem mój dziadek.
Domyślam się o czym rozmawiali.
-Żółwie mnie nie lubią, dobrze? - mówię z obrażoną miną i siadam na kanapie.
Annie siada bliżej mnie i obejmuje mnie w pasie swoimi delikatnymi rękami.
-Ciebie? Żółwie cie nie lubią? Przecież ciebie każdy kocha - oznajmia i całuje mnie w policzek.
Mimowolnie się uśmiecham. Jedną ręką obejmuję ukochaną i kątem oka zauważam, że na jej twarzy maluje się ogromny uśmiech. Cieszę się, że jest szczęśliwa.
-Świata poza sobą nie widzą - Mags tłumaczy mojemu dziadkowi.
-Chyba masz rację - odpowiada mężczyzna.
-Nie chyba, a na pewno - mówi mentorka z ogromnym uśmiechem malującym się na jej twarzy.
-Wiecie... dziwnie się czuję, kiedy siedzę obok was, a wy mówicie właśnie o mnie... - oznajmiam.
Wszyscy w pokoju wybuchają śmiechem. Patrzę na nich udając zdziwienie i jedną ręką sięgam do opakowania z cukrem. Otwieram je i już wiem dlaczego wydawało mi się takie lekkie. Jest puste. Zwyczajnie nie ma cukru.
-Cukier się skończył... pójdę do sklepu po nowy - mówię i wstaję z kanapy.
-Poczekaj pójdę z tobą - mówi Annie i również wstaje.
Uśmiecham się i wyciągam rękę w kierunku ukochanej. Ona ją przyjmuje i już po chwili wychodzimy z domu, aby zdobyć kostki cukru.
___________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał, bo pisałam go całkiem długo... nie mogę jednak powiedzieć, że jestem z niego w pełni zadowolona... nieważne.
Jak podobają Wam się nowe zakładki? Podobają się? Czy może uważacie je za niepotrzebne? Przyjmę wszelką krytykę :)
Co do zakładki z grafiką... niestety w tym tygodniu nie pojawi się tam jeszcze ta praca z postaciami z Harrego Pottera, ale obiecuję, że zrobię ją jak najszybciej i jak najszybciej ją tam wstawię :)
Być może będzie w poniedziałek :)